Bywają spotkania autorskie, po których słuchacze rzucają się na książki, ale również takie, o których czytelnicy chcieliby zapomnieć, a swojej lektury nie wyrzucają do kosza tylko ze względu na szacunek, jakim darzą przedmiot. W katowickim Bookszpanie czwartego lutego odbyło się spotkanie nie z autorem książki, a z tłumaczem (Aloisem Smolorzem) Wiatru od Wschodu. Myślę, że można je zaliczyć do pierwszej kategorii w/w wydarzeń.
Autorowi książki można zadać wiele pytań dotyczących treści, inspiracji, a także prosić o dopowiedzenie pewnych wątków, czy też wymusić na nim zaprzestanie pisania albo jego kontynuację. O co pytać tłumacza, który mówi na początku „nie jestem zawodowym tłumaczem”, a potem dodaje, że „książkę tłumaczyłem w pociągu, dojeżdżając do pracy”? Nie wiem czy koniecznie, ale według prowadzącego spotkanie warto zapytać o życiorys – spokojnie, nie tłumacza, a autora – Augusta Scholtisa. Smolorz jednak przyznał, że nie jest na bieżąco z jego życiorysem (co prawda autor nie żyje już od jakiegoś czasu, lecz jak widać wiele się u niego zmienia…), ale wie że umarł w biedzie i nędzy. Co zatem spowodowało, że to właśnie ta książka została przez niego przetłumaczona? Po trochu właśnie ta bieda i nędza autora, która przekłada się na jego „autentyczność” (no ba! Pisarz – parias… Poza Twardochem, ten ma Merca…) oraz fakt, że była to „książka, która nie miała szczęścia”, co wiązało się z jej małą popularnością – nieodpowiednim czasem wydania. Wiatr od wschodu dziś nie jest znany Niemcom, zupełnie jak sam autor. Popularność jego dzieła przypadła na rok ’32 i wraz z nim się kończy. Aczkolwiek, co ciekawe, został zaliczony (przed przekładem) do pierwszej dziesiątki kanonu literackiego przygotowanego przez kwartalnik „Fabryka Silesia”.
Pozycja ta miała ukazać się przy współudziale brata, jednak wspólną pracę nad nią uniemożliwiła jego śmierć. Na szczęście Alois Smolorz postanowił zabrać się za to samodzielnie. W efekcie tłumaczenie zajęło mu cztery miesiące, a pomocnym źródłem stał się internet, w którym tłumacz mógł wyszukiwać teksty z tamtych lat i porównywać kontekstowość pewnych słów, co stanowiło nie lada wyzwanie dla laika. Z tego powodu najtrudniejszy do przetłumaczenia okazał się rozdział zatytułowany Przypowieść o wschodniej ziemi.
Mało trafionym pytaniem było to o formę opowieści sowizdrzalskiej, jaką posłużył się August Scholtis. Dlaczego tak? A skąd tłumacz ma to wiedzieć? Toć to pytanie do autora, ewentualnie historyka literatury… No trudno, tłumacz rzekł: „aby uatrakcyjnić opowieść”, bo cóż właściwie rzec miał? W sumie mógł powiedzieć: „Nie wiem, nie znam się, ja tu tylko tłumaczę”. Na pytanie o pochodzenie imion przyznał, że jest to dosłowne tłumaczenie, wszelkie oryginalne i trudniejsze w transkrypcji imiona są zapisane fonetycznie, w sposób zbliżony do brzmienia polskich słów. Muszę przyznać, że to dość ciekawe rozwiązanie.
Oczywiście nie mogło obyć się bez problemów przy wydaniu książki. Po pierwsze zmiana wydawcy na Silesia Progress, które włączyło dzieło w serię „CSŚB” oraz upływająca „na dniach” licencja, za którą zapłacił tłumacz. Co niestety, przełożyło się na jakość wydania książki – sporo złączeń, czasami za duże światło między wyrazami, a także (na szczęście!) nieliczne błędy gramatyczne. Jeden z uczestników spotkania poprosił o wytłumaczenie znaczenia słowa „biegoj”, które pojawia się w tekście. Okazało się, że jest to błąd z serii „ja tego nie zrobiłem, Word to zrobił”. W ten sposób w dopełniaczu nie ma „biegoja”, a miało nie być „hrabiego”. Ekspresowa korekta nie wyłapała wszystkiego, sporo zostawiła – trudno, da się czytać i żyć. Podczas spotkania zwracano również uwagę na istotną rolę tłumacza – nie ma co ukrywać, tłumacze są często pomijani, a to oni tak naprawdę piszą książkę od nowa, w danym języku. Choć pan Smolorz mocno skromnie mówi, że miał niewielki udział w kształtowaniu się powieści, to musi wziąć pod uwagę, że w przekładzie to jednak bardziej jego powieść niż Scholtisa. I choć czestnicy spotkania zapewniali, że wyszło wprost genialnie, to jednak skłonna jestem przyznać, że wyszło dobrze, ale nie najlepiej, co wiążę się w dużej mierze z ekspresowym wydaniem. Myślę, że porządna redakcja (która miała według pierwotnego planu być wykonana przez Michała Smolorza) podniosłaby znacznie walory artystyczne tekstu. Nie chcę przez to powiedzieć, że teraz nie da się tego czytać. Da się, ale cały czas towarzyszy poczucie obcowania z tekstem, który nie został poddany całkowitej obróbce. Jest dobrze, ale to nie jest jeszcze ostateczna wersja, wędrująca do druku.
Spotkanie to również było okazją do podyskutowania o śląskiej literaturze. I tutaj wyskoczył niczym królik z kapelusza temat Janosha, którego fenomen dla Smolorza jest dziwnie nieoczywisty, ponieważ poza Śląskiem ten tekst nie jest otaczany takim kultem jak tu, i w ogóle nie jest znany. Panowie z publiczności wtórowali mówiąc, że popularność tego tekstu może brać się z tego, iż jest on „czytany dla beki, jakby to dziś młodzież powiedziała”. Nie teraz, ale od zawsze, bo „my w ’72 czytaliśmy to, aby się pośmiać”. Ktoś słusznie zauważył plebejskość „Cholonka”, ktoś niesłusznie stwierdził, że „tak jak on godo tam, to niy ma tu”, ktoś jeszcze inny dodał: „jest popularny, bo wpisał się w stereotyp jaki panuje o Górnym Śląsku”. Padło też stwierdzenie, że jego popularność bierze się z braku konkurencji: „dopiero teraz mamy Kutza, Teatr Śląski wystawia „Piątą stronę” i „Czarny Ogród”, a wcześniej nie było nic, to chodziło się na to”. Przysłuchując się z boku całej tej „dyskusji” pomyślałam tylko, że „pozwolę sobie mieć inne zdanie”, całkowicie pomijając to, że w „kanonie”, na który wcześniej wszyscy się powoływali chcąc podkreślić ważność wydania „Wiatru od Wschodu” to właśnie „Cholonek” zajmuje drugie miejsce… I nie mówię, że to dla mnie święta księga, ale wydaje mi się, że jeśli mówimy o pewnym micie Ślązaka, to powinniśmy właśnie myśleć raczej o Kutzie, a „Czarny Ogród” wystawiany przez Teatr Śląski jest dla mnie słabym spektaklem. Byłam, widziałam i w sumie żałowałam, że nie odpuściłam sobie tego wyjścia… „Cholonka” dla beki nie czytałam, choć bywa fragmentami zabawny, i to prawda, że na spektaklu w Korezie ludzie wybuchają salwami śmiechu, ale gdy zbliżamy się do końca przedstawienia – nie ma już nawet śladu po tych wybuchach euforii… To w końcu dla beki czy nie? Podsumuję to cytatem (a jakże!) z „Cholonka”: „Jeśli ktoś nie był drobiazgowy, mógł powiedzieć: wszystko to brudne, a ziemia składa się z samego pyłu węglowego. Można też było na to inaczej spoglądać i rzec: pięknie to wszystko błyszczy w słońcu! Na wszystko można spoglądać tak albo tak”.
Choć Smolorz niejednokrotnie podkreślał, że jest to jego pierwsze tłumaczenie i raczej nie myśli o kolejnym, to czytelnicy wyrazili szczere zainteresowanie tym, co mogłoby ukazać się w kolejnych tłumaczeniach jego autorstwa. Bez chwili namysłu została wskazana inna książka Scholtisa Podróż do Polski, jako ta kluczowa dla jego twórczości i zarazem ostatnia w dorobku. Miejmy nadzieję, że owe tłumaczenie ukaże się już niebawem, a my spotkamy się po raz kolejny w katowickim Bookszpanie, aby o nim podyskutować.
Brawa i ukłony należą się dla organizatorów całego przedsięwzięcia, które nie jest ich pierwszym i ostatnim wydarzeniem organizowanym w księgarni. Myślę, że dotychczas brakowało takich miejsc spotkań z literaturą w Katowicach. I jak widać na dołączonym obrazku – frekwencja dopisuje!
Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”

Może Cię zainteresować:
Zbigniew Jankowski – Wilczym śladem (komentarz)
W skrócie autor (Zbigniew Jankowski) książki Wilczym Śladem przedstawia fragmenty z procesu, jakim był development gry Wiedźmin 3: Dziki Gon….
Dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań?
Humanisto, oto dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań! Czyli dlaczego uczelnie powinny zainwestować w marketing naukowy….
Kingdom Come Deliverance 2
Po długim czasie oczekiwań, oto w końcu Królestwo nadeszło! Kingdom Come Deliverance 2 ukończyłem tak bardzo, że na ten moment…
SEO SREO Wojciecha Orlińskiego i troska o dziennikarstwo
Link do felietonu Wojciecha Orlińskiego zatytułowanego SEO SREO dostałam w sumie 17 razy. Niewielu z moich informatorów przeczytało ten tekst,…
Historyczne korzenie Assassin’s Creed: Gdzie fikcja spotyka rzeczywistość
W początkowych założeniach Assassin’s Creed miał być kolejną odsłoną serii Prince of Persia. Szeroko znanych i lubianych przygód perskiego księcia…
Arkadiusz Kamiński (Arhn) – Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce
W moje ręce przez zupełny przypadek trafiła książka Arkadiusza Kamińskiego pt. Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce….