Antologia polskiego rapu (recenzja książki)

Rap to nie zabawa już…



Antologia polskiego rapu, recenzja antologii polskiego rapu, książki o rapie, polski rap, książki o hiphopie, Andrzej Cała, Dominika Węcławek, Marcin Flint, Kamil Jaczyński, Tomasz Kleyff,
Okładka książki Antologia polskiego rapu

Wydawca: Narodowe Centrum Kultury
Redakcja: Andrzej Cała, Dominika Węcławek, Marcin Flint, Kamil Jaczyński, Tomasz Kleyff
Tytuł: Antologia polskiego rapu
Data wydania: 2014
Liczba stron: 504

Opis Antologia polskiego rapu za LubimyCzytać:
Antologia polskiego rapu przedstawia dwudziestoletnią historię polskiego rapu. Zawiera opisy 200 wyjątkowych utworów oraz biogramy 50 czołowych polskich artystów. Jej autorami są Dominika Węcławek, Marcin Flint, Tomek „CNE” Kleyff, Andrzej Cała i Kamil Jaczyński. Dodatkowo w książce znajdują się wywiady o historii polskiego rapu (m.in. z Kazikiem Staszewskim i Aśką Tyszkiewicz) oraz posłowie Sebastiana „DJ 600V” Imbierowicza. Szatę graficzną zaprojektował Grzegorz „Forin” Piwnicki oraz studio Truest.pl. Do książki dołączony jest słowniczek wyjaśniający znaczenie pojęć odnoszących się do kultury hip-hop.

Wydanie kolekcjonerskie „Antologii polskiego rapu” oprócz książki i słowniczka zawiera płytę winylową z dwoma kompozycjami autorstwa DJ-a Eproma i DJ-a Falcona1 oraz plakat prezentujący relacje pomiędzy raperami, którzy stworzyli utwory opisane w „Antologii”. Całość zapakowana jest w atrakcyjne pudełko wyłożone w środku panelami akustycznymi.

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Niełatwo przygotować przekrojową publikację dla fanów polskiego rapu. Większość z nich jest przekonana, że rap to muzyka niezależna i choćby dlatego nie sposób na nią spojrzeć z dystansu czy też w ogóle zamknąć w ramach metodycznego opisu. Pomysł, by opracowaniem Antologii polskiego rapu zajęły się osoby związane z kulturą hip-hopu niemalże od początków jej istnienia w Polsce, mógł wydawać się więc najlepszym, jeśli nie jedynym możliwym. Twórcami publikacji ostatecznie zostali: Andrzej Cała (dziennikarz, współautor Beatów, rymów, życia. Leksykonu muzyki hip-hop), Tomasz „CNE” Kleyff (dziennikarz i raper), Marcin Flint (dziennikarz, felietonista publikujący na łamach „Ślizgu”), Kamil „Jakuza” Jaczyński (dyrektor wykonawczy w wytwórni muzycznej Wielkie Joł) oraz Dominika Węcławek (dziennikarka, która debiutowała na łamach „Ślizgu”). Co otrzymaliśmy od pięciorga autorów? Biogramy pięćdziesięciorga raperów, opisy dwustu (subiektywnie wybranych) utworów, podział polskiego rapu na sześć okresów (od 1995 roku aż po szczyt jego popularności w 2012 roku związany z promocją filmu Jesteś Bogiem) oraz trzy wywiady dotyczące początków tego gatunku muzycznego w Polsce. Czego zabrakło w Antologii? Wielu rzeczy.

Już sam dobór prezentowanych twórców budzi wiele zastrzeżeń – zgłaszali je zresztą nie tylko pominięci artyści, lecz także rzesza fanów tej muzyki. Obok „ojców polskiego rapu” w antologii przywołuje się bowiem wykonawców szerzej nieznanych, niewystępujących w ogóle poza lokalną sceną, a jeśli nawet kiedyś było inaczej, to teraz mało kto już o tym pamięta. Jaki był ich udział w tworzeniu kultury hip-hopu? Taki sam jak tysiąca (bo już w tysiącach ich liczymy) współczesnych raperów piszących do szuflady. Jednocześnie w prezentowanym zestawieniu całkowicie pominięci zostali producenci muzyczni, odgrywający bardzo ważną rolę w tej subkulturze. Dość nieudanym zabiegiem okazało się także prezentowanie kilku utworów z wybranego albumu i „opowiadanie” ich tekstów własnymi słowami – jest to przede wszystkim bardzo zabawne, ale w sposób zupełnie przez autorów niezamierzony (autorzy sięgają tu do najbardziej popularnych tracków, znanych nawet komuś spoza kręgu fanów tej kultury). Z jednej strony antologiści podkreślają, że teksty rapowe są bardzo osobiste, z drugiej – analizują je w zupełnym oderwaniu od biografii autorów. W ten sposób na przykład najbardziej znany utwór Kalibra 44 Plus i minus uznają za: „(…) emocjonalne i mocno manierycznie zarapowane rozwodzenie się nad testem na obecność wirusa HIV, co w latach 90. było bardzo nośnym społecznie tematem” (s. 60) i zupełnie pomijają fakt, że ten „bardzo nośny społecznie temat” jest zapisem osobistych przeżyć artysty obawiającego się zakażenia (o czym raper niejednokrotnie opowiadał w wywiadach), a nie wyrazem zaangażowania społecznego w problem chorób zakaźnych. W Antologii nie została też wyraźnie uchwycona różnorodność rapu. Autorzy nie pokusili się choćby o krótką charakterystykę poszczególnych podgatunków tej muzyki. Przy wspomnianym wyżej utworze pojawia się napomknienie, że „stanowi [on] najbardziej wartościowy przykład »psychorapu«” (s. 60), ale czym jest sam „psychorap” – czytelnik musi już zgadywać sam lub też szukać informacji na ten temat gdzie indziej. Nie brak również biograficznych nieścisłości, o których informowali na swoich fanpage’ach przedstawiani artyści. Czy można nazwać je przekłamaniami? Oczywiście! Choćby Gonix (jedna z nielicznych raperek w tym zestawieniu) była zaskoczona „dziwnymi rzeczami”, które w Antologii zostały dopisane do jej biogramu, a zdaje się, że to nieodosobniony przypadek. Czyżby pięcioro autorów nie było w stanie opracować rzetelnego zbioru informacji na temat różnych artystów? Pomijam już fakt, że notki biograficzne niektórych twórców do złudzenia przypominają te z Wikipedii. Niewątpliwym plusem publikacji są natomiast zamieszczone w niej wywiady, i tak Kazik, który płytą Spalam się położył podwaliny pod nurt muzyki rapowej, opowiada o związkach rapu z punk rockiem, Joanna Tyszkiewicz prowadząca audycję WuDoo w Polskim Radiu Szczecin – o popularyzacji rapu, Jakub Rużyłło zaś – o najnowszej, mocno komercyjnej odsłonie rapu, w ramach której „już nie wystarczy, że raper nagrywa fajne rzeczy. Teraz musi też fajnie wyglądać, trzymać ze znanymi raperami, mieć jakiś określony wizerunek” (s. 44).

Przeszło dwudziestoletnia historia polskiego rapu okazała się zbiorem anegdotek i promowaniem tezy, że poza wzrostem popularności samej muzyki niewiele przez te dwadzieścia lat się zmieniło, przyznajmy jednak, że antologiści bronią się dobrze opowiedzianymi początkami rapowej sceny (choć wydana niedawno biografia Liroya przedstawia owe początki nieco inaczej). Autorzy wyszli z założenia, że: „Raperzy to w większości talenty samorodne, bez wykształcenia muzycznego czy polonistycznego. Mają za to specyficzną wrażliwość, zdolność obserwacji i przekładania tego na rymy pisane językiem, którym mówi się na co dzień” (s. 10). I oczywiście tak było, ale czy nadal jest? Młode pokolenie, osoby debiutujące po 2010 roku (a sporo takich znajdziemy w prezentowanym zestawieniu) to w większości ludzie z wykształceniem wyższym, często humanistycznym, co nie pozostaje bez wpływu na ich teksty. Warto wskazać na to przeoczenie twórców ważnego dzieła – bo w to, że Antologia za takie uchodzi i uchodzić będzie, nie ma co wątpić. Podobnie było w przypadku innej publikacji – Beaty, rymy, życie. Leksykon muzyki hip-hop – uznawanej po dziś dzień za biblię rapu. 

Czy jednak, jak nawijał (w rapie „nawijanie” jest odpowiednikiem „śpiewania”) swego czasu AbradAb: „rap to nie zabawa już”, tylko poezja? Bo przede wszystkim właśnie o tym – o bliskości rapu i poezji – na niemal każdym kroku przekonują nas autorzy książki. Tylko po co i dlaczego? Związki tej muzyki z poezją są znane nie od dziś, to jednak nie powód do stawiania znaku równości między obiema formami ekspresji. Innym niezbyt szczęśliwym zabiegiem jest podawanie statystyki odtworzeń poszczególnych utworów na YouTube. To trochę tak, jakby Mariusz Szczygieł w 100/XX. Antologii polskiego reportażu XX wieku podawał liczbę stron, które przewertowali czytelnicy każdej z prezentowanych pozycji… Przytaczane statystyki rzeczywiście świadczą o popularności danego artysty, ale – co może się wydawać paradoksalne – niekoniecznie nobilitują. Na ponad pięciuset stronach Antologii nie znajdziemy żadnej wzmianki o liście OLiS, uznawanej w środowisku za bardziej prestiżową, zwłaszcza w kontekście wieloletniej akcji „Kupujcie polskie rap płyty”. Antologiści przypominają za to, że: „polski rap ma własną tożsamość i zdolność do przetrwania w różnych warunkach, a poprzez swoją prawdziwość dociera do coraz większej rzeszy ludzi i jest w stanie zrobić to bez pomocy mass mediów” (s. 22), choć wcześniej czytamy: „współtworzyłem – pisze Tomasz „CNE” Kleyff – autorskie programy hiphopowe dla telewizji VIVA i MTV, które bardzo pomogły rozprzestrzenić się temu gatunkowi w Polsce” (s. 10). Trzeba przyznać, że bez wsparcia owych stacji rap nie mógłby się tak rozwinąć ani stać się „głosem pokolenia”.

Antologia polskiego rapu to książka długo oczekiwana, bo nie ma na polskim rynku pozycji, które rzetelnie omawiałyby zjawisko rodzimego rapu czy też szerzej – hip-hopu; także jej autorzy wskazują w Posłowiu na ten brak. Jeśli jednak już trzeba porównywać rap do poezji, to może lepiej byłoby stworzyć publikację omawiającą środki poetyckie, którymi posługują się współcześni raperzy/poeci, niż wspierać złudne przekonanie, że rap i poezja to zjawiska jednorodne. Oczekiwania wobec omawianej publikacji, jak widać, były duże, ale też, niestety, nie zostały zaspokojone.

Antologia polskiego rapu to w końcu podróż sentymentalna ze słownikiem w dłoni (bo i taki został do książki dołączony – przyda się osobom spoza subkultury) przez utwory znane z dzieciństwa czy młodości, utwory, które dały początek dzisiejszej scenie. Jednak przypomnienie paru zapomnianych zwrotek, kaset i płyt to wciąż zbyt mało, by mówić o porządnie skomponowanej publikacji. Poza trzema ciekawymi wywiadami autorzy antologii nie mieli w zasadzie nic więcej do opowiedzenia.

Zdaje się, że w tym konkretnym przypadku spojrzenie z wnętrza subkultury stało się balastem. Niejednokrotnie bowiem to, co oczywiste dla zakorzenionych w środowisku antologistów, dla nieznających kontekstu czytelników okazuje się zupełnie niezrozumiałe, całość zaś w najlepszym razie jawić się im może jako zbiór mniej lub bardziej ciekawych historii rozgrywających się w branży muzycznej. Autorzy w żaden sposób nie starają się wytłumaczyć fenomenu rapu, choć – jak twierdzi Marcin Flint – motywacją do pracy nad Antologią polskiego rapu był brak porządnych źródeł oraz „Solidnej i umiejętnie podanej informacji z pierwszej ręki, a także selekcji najistotniejszych […] przedstawicieli rodzimego MC-ingu […]. Doprawdy strach pomyśleć, co stawało się punktem wyjścia do licznych publikacji prasowych czy – co gorsza – naukowych” (s. 499). Tyle że niedostatku tego omawiana publikacja w żaden sposób nie likwiduje. Czym zatem jest Antologia? W oczach innego z jej autorów (Tomasza „CNE” Kleyffa) stanowi formę „spłaty długu”: „W hip-hopie popularny jest termin paying dues, czyli spłacanie długów wobec gatunku, a nawet całej subkultury. Za sprawą tej publikacji spłacam go w pełni” (s. 501).

Niestety, na takie rachunki trudno się zgodzić czytelnikowi, skoro omawiana tu książka nie przybliża zjawiska bardziej niż inne tego typu publikacje. Warto jednak dodać, że poza wydaniem kolekcjonerskim (w cenie 190 złotych), którego nakład wyczerpał się w dwie godziny od rozpoczęcia sprzedaży, Antologia polskiego rapu jest dostępna bezpłatnie w postaci e-booka na stronie Narodowego Centrum Kultury. Co z rapem? Nadal czeka na porządne opracowanie i – „co gorsza” – być może naukowe.

Tekst został uprzednio opublikowany w nr 3 (101) 2015 Kwartalnika Literackiego FA-art.



Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry