Poczytajmy razem! #SztukaCzytania

Sztuka czytania #Ulisses



Kiedy zarzucono pomysłem „wspólnych czytań”, pomyślałam: „nudy”. Spotkanie kilku osób z książką w rękach, gdzie każdy czyta „ile może” i przekazuje książkę dalej – serio, poczytajmy razem? To ma być rozrywka na moje wtorkowe wieczory? Pomocy! W dodatku przypominałam sobie współorganizowane spotkania autorskie z cyklu „Autorzy w Ustępie”, gdzie idea była podobna. Myślałam: „no way”.

Dałam się jednak namówić, choć ostatnie dwie noce spędziłam w pociągu, a tego dnia sen trwał tylko cztery godziny i wypadałoby w końcu wrócić do domu, z którego wyjechałam ze cztery dni wcześniej. Bo głupio odmówić znajomym, z którymi coraz więcej mnie łączy, a przede wszystkim – po prostu się lubimy.

Ich wybór padł na Ulissesa, bo „nikt go w całości nie przeczytał”. Zrobiłam to jeszcze przed studiami, ale w sumie głupio się przyznać, skoro „nikt”. Sugerowałam zmianę lektury, jeszcze przed jej zaczęciem, na Biesy Fiodora Dostojewskiego, których dotychczas nie udało mi się przeczytać w całości, choć ze trzy podejścia robiłam. Próbowałam przekonać ich do czytania Czesława Miłosza – myśląc o wspólnym „odwalaniu” mojej roboty… Nie dali się przekonać. Zaczęliśmy czytać Joyce’a.

W trakcie okazało się, że wiele fragmentów „mówi coś więcej”. Wplatają się w naszą rzeczywistość, przywołują nasze wspomnienia sprzed miesiąca, roku… Zdanie wypowiedziane przez jednego z bohaterów: „O, kurwa, nie ma mleka” idealnie wpasowało się w porannego esemesa Marty „Dzień dobry. Nie ma mleka […]”, co skutkowało wybuchem śmiechu. Inne zdania przypominały nam kolejne anegdotki. Gdy bohaterowie śpiewali, szukaliśmy melodii, by zaśpiewać z nimi. Jeden z utworów został „przerobiony”. „Whisky” została zastąpiona przez nas „cydrem”. Zmiana jak najbardziej uzasadniona i przywołująca kolejne wspomnienia. Skąd się wziął cydr na kajakach i jaka stoi za tym historia – można by długo opowiadać…

Poczytajmy razem, sztuka czytania, Ulisses, James Joyce

Czytaliśmy zatem, robiąc sobie krótkie przerwy na niewymuszone skojarzenia, śpiewy, „radość”. Czytaliśmy, a po skończeniu oddaliśmy się krótkiej dyskusji i ustaleniu, kiedy kolejny „part” czytania. Wychodząc z mieszkania ktoś rzucił hasło, że to pierwsza impreza w tym gronie od dłuższego czasu, gdzie nie polał się alkohol. Wyszliśmy z przekonaniem, że był to udany wieczór.

Na samym początku spotkania, nim otworzyliśmy książkę, ktoś przypomniał „wyzwanie”, które Prof. Ryszard Koziołek stawiał zawsze przed studentami 1–2 roku. Tezą było brak wspólnoty czytelniczej. Udowadniał to, prosząc o wymienienie dziesięciu tytułów książek, które przeczytaliśmy (tj. do znajomości których przyznaje się każda osoba w grupie). Moja grupa zajęciowa znalazła trzy „wspólne” lektury. Siedząc przed zamkniętym Ulissesem z miejsca wymieniliśmy dziesięć książek, ale tylko dlatego, że na cztery osoby trzy były już magistrami filologii polskiej, a jedna licencjatem.  

Trudno jednak nie przyznać racji, że brak tej wspólnoty jest wyraźny i dotkliwy. Czytamy zupełnie inne książki, mamy inne skojarzenia, żyjemy obok siebie, a nie ze sobą. Nie dyskutujemy, raczej (o ile w ogóle) krótko opiniujemy. Dlatego jeśli ktoś powie Wam „a może wspólnie poczytamy?”, nie wahajcie się. Niezależnie od tego, jakie mieliście z tym wcześniej doświadczenia. Warto. Usiądźcie na murku i przenieście tam literaturę, a potem w literaturę przenieście murek, ławkę, klatkę, cokolwiek. Spotkajcie się przy wspólnym czytaniu książek, których „nikt nie przeczytał”. 

PS Pamiętajcie, że powyższy post jest postem konkursowym, w nim można szukać słowa z hasła w konkursie z „Był sobie pies”.

Postaw mi kawę na buycoffee.to



Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry