Jesteś filologiem i masz obowiązki…

Obowiązki filologa



W wakacyjnym ferworze kolega pyta mnie: „dlaczego uważam, że książka o Kurtyce nie jest biografią?”. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, o co mi chodziło, bo to dość dawno było, a na pewno pierdyliard tekstów temu. Coś tam dukam, próbując przypomnieć sobie szczątki tekstu (jedziemy samochodem, nie mamy go pod ręką). Sprawdza mnie i słusznie – „zdefiniuj biografię”. Definiuję. Kolega zarzuca mi, że to słownikowa definicja, zbyt prosta, wręcz niegodna filologa!

Kolega czytał ostatnio, bo musiał się przygotować do rozmowy, o biografii w różnym ujęciu. Pyta zatem, kogo ja czytałam na ten temat, skoro śmie powiedzieć, że recenzowana przeze mnie książka nie jest biografią. Punkt dla niego. Czytał więcej na ten temat niż ja, to fakt i trudno się z tym kłócić. Próbuje mnie na szybko „doedukować” (choć to złe wyrażenie, gdyż „o tym można długo gadać, to nie takie proste z tą biografią”), ale sugeruje mniej kategoryczne sądy – znów słusznie.

Ze dwie piosenki później, chcąc mu przyznać więcej racji, a jednocześnie powiedzieć: „pogadamy o tym tekście, jak będę miała go przed oczami”, pytam przezornie: „czytałeś książkę, o której pisałam?”. Nie. No to, o czym tu gadać? Przywołuję ostatecznie jeden bardzo istotny szczegół, który został przeoczony – miejsce publikacji. Zwracając uwagę na to, że blog (w sensie, że mój) nie jest miejscem do rozprawy o tym, jak rozumiemy biografię i w jakim ujęciu książka gatunkowo się broni, a w jakim nie. Również na to, że profil mojego czytelnika jest nieco inny i wymaga on ode mnie czegoś innego, wręcz słownikowego. Więc kiedy chce przeczytać o Kurtyce biografię, mój tekst ma mu powiedzieć „nie znajdziesz tam tego, czego szukasz”.

I tu jest pies pogrzebany. Mam większe odsłony notek niż standardowe nakłady czasopism poświęconych kulturze (który bloger nie ma?). Kolega przyznaje mi rację, ale nieco się oburza, bo to pole do popisu tj. edukowania młodego czytelnika. Mogę zdziałać bardzo dużo, tłumacząc mu m.in., że z tą biografią to nie jest taka prosta sprawa. Skoro jestem filologiem to mam obowiązki filologia wobec społeczeństwa, czytelników i Bóg wie kogo jeszcze – zdaje się wołać Kolega!

Trudno, o wiele bardziej podoba mi się pozycja bycia wrzodem na tyłku śląskiej polonistyki. Piszę jednak o tym, aby i czytelnik (nie tylko ten „ostatni”) był świadomy, że z tą biografią jak i wieloma innymi rzeczami, to nie jest taka prosta sprawa… i to trzeba się „doedukować” poza tym blogiem.

Warte przypomnienia w tym kontekście notki:
Dyskusja krytyków literackich i „blogerów”
O blogerach książkowych

Postaw mi kawę na buycoffee.to



Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry