
Wydawca: Asfalt Records
Autor: O.S.T.R.
Tytuł: W drodze po szczęście
Data wydania: 2018
Liczba tracków: 15
Opis W drodze po szczęście za OSTR Shop:
Dwa lata po ostatnim studyjnym albumie, O.S.T.R. zapowiada premierę nowego autorskiego albumu na 23 lutego przyszłego roku. Jak wiadomo, ostatni weekend lutego to tradycyjny termin na nową płytę Ostrego. Prace nad pierwszym od czasów “Życia po śmierci” premierowym materiałem trwają od wiosny tego roku. W listopadzie nagrania i mixy dobiegły końca. Producentami muzycznymi płyty są oczywiście Killing Skills, czyli Chris Van Rootselaar, Jaap Wiewel i ostatni co do kolejności ale nie ostatni co do ważności – O.S.T.R. Na gramofonach udziela się DJ Haem. Słowem, zwycięskiego składu nie zmienia się.
Album promuje “Słuch” – teledysk w reżyserii Krzysztofa Grajpera i w obiektywie Mikołaja Sygudy. Kinowy obrazek wyprodukowało studio Film Fiction Adriana Pawłowskiego.
Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”

Kończący się rok śmiało można by nazwać „rokiem auto-tune”. Nie wiadomo jednak, czy raperzy dopiero to narzędzie odkryli, czy raczej przestali się go wstydzić. Rzecz w tym, że śpiewane refreny niegdyś uchodziły za wyznacznik „hip-hopolo”, niezależnie od zdolności wokalnych (wcześniej raczej niekorygowanych). Zamiast jednak iść na lekcje śpiewu, MC dali się uwieść magii „auto-tune’a”, przy czym nie starali się tego w żaden sposób maskować, raczej wykorzystywali jako dodatkowy efekt „wzbogacający” flow. Większość tych „ulepszonych”, okraszonych „nowym brzmieniem” projektów przekroczyło niestety granicę dobrego smaku i wyczucia. O ile poszczególne utwory były „zjadliwe”, o tyle całe krążki oparte na tym samym wzorcu okazywały się ciężkie, toporne, bez wyrazu i mocno trapowe (choć to akurat trudno uznać za zarzut). Na tym tle jednak wciąż świetnie wygrywają „klasyczne brzmienia” w nowej jakości, jeśli idzie o ich aranżacje, zaserwowane m.in. przez projekt O.S.T.R. W drodze po szczęście (2018).
Jego produkcją zajął się świetnie współgrający holendersko-polski skład Killing Skills, tworząc bogate tło, a jednocześnie dość chwytliwe bity, co bywa niebezpiecznym połączeniem i mogłoby narazić na posądzenie o popowy (w negatywnym tego słowa znaczeniu) charakter całej produkcji. Tak się jednak nie dzieje – nie tylko dlatego, że za mikrofonem staje doświadczony twórca, dla którego to piętnasty album.
Nowy album przez grono odbiorców – i moim zdaniem słusznie – został uznany za kontynuację czy też dopełnienie narracji z projektów Podróż zwana życiem (2015) oraz Życie po śmierci (2016), wieńcząc tym samym nieformalną trylogię. Świadczyłaby o tym również zbieżność tytułów krążków, a właściwie wpisanego w nie toposu życia jako nieustannej podróży. Trudno zresztą nie odnieść wrażenia, że wszystkie trzy płyty tworzą kompozycyjnie zgraną całość. Za każdym razem podaną w nieco innej formie (sposób wydania), a jednocześnie z zachowaniem tożsamości pewnych detali – dotyczy to m.in. okładek. I dobrze. O ile albumy oparte na wyraźnym koncepcie nie są w rapie nowością, o tyle rzadko zdarza się, aby poszczególne płyty w dorobku artysty składały się na większe, mozaikowe dzieło.
O.S.T.R. od początku ujmował prostotą stylu – mimo dramatyzmu wpisanego w jego narracje nie brak mu i optymizmu. Dzieje się tak pewnie dlatego, że skoro dla rapera wszystko jest „drogą”, to nic nie jest ostatecznie przesądzone. Z czasem nawet w negatywnych momentach życia odnajdziemy pozytywne aspekty – wszak i one sprawiły, że jesteśmy w tym a nie innym miejscu – „w drodze po szczęście”, jak przekonuje artysta. Zresztą trudno się nie zgodzić, że lepiej być „w drodze” niż u celu. Żeby jednak dojść do takich wniosków, musieliśmy poczekać na nowy album dwa lata. Ta przerwa wydaje się decyzją słuszną, emocje (zwłaszcza te negatywne), którymi przesączone były poprzednie dwa albumy – opadły. W miejsce depresji pojawiły się spokój i afirmacja. Jak mówi jeden z tracków: „zbyt dużo się działo, gdy patrzę na całość / młodszy nie będę, natury prawo” (Ot tak po prostu). Tym samym przyszedł czas rozliczeń, a w nim miejsce i na takie wersy, jak te z kończącego płytę utworu All Awale: „wiem, że nie zawsze mogłaś czuć we mnie oparcie / naćpany między słowami wbijałem Tobie nienawiść w serce jak skalpel / prosiłaś, bym przestał, byłaś gotowa na więcej niż walkę / kryjąc przed dziećmi każdy mój kryzys / wierzyłaś w nasze relację”.
Dostajemy zatem kolejną odsłonę z życia (dzisiaj) trzydziestoośmioletniego rapera. Na samej traciliście odnajdziemy zresztą i utwór zatytułowany All My Life, który najlepiej oddaje specyfikę tego projektu. Z jednej strony mamy do czynienia z nieco dramatycznymi sytuacjami z przeszłości artysty, które niewątpliwie go ukształtowały, z drugiej zaś wszystko zostało zaaranżowane dość radośnie, jeśli chodzi o, by tak powiedzieć, dźwięki i wydźwięk. W innym utworze raper spowiada się z „ambicji”, które powodowały, że: „kiedyś chciałem być gangsterem, mnożyć hajs”, jednocześnie podsumowując zwrotkę słowami: „myśląc o tym jaki miałem wtedy plan / jestem wdzięczny, że z głupoty nie wylądowałem w piekle” (albo inaczej: „kiedyś chciałem być dilerem, mnożyć zysk”, a po latach refleksji: „myśląc o tym jak ja chciałem wtedy żyć / dzięki Bogu, że z głupoty nie spadłem na samo dno”). Oczywiście całość spaja refren, który można by uznać za deklarację wolności w wyborze własnej drogi, przy czym kluczowe jest słowo „wybór”, ponieważ: „wziąłem wszystko co było do wzięcia, bez problemów / wyrywając przy tym swoje życie z gardła przeznaczeniu” (Chciałem być…). Takich narracji znajdziemy na płycie więcej, artysta na każdym kroku podkreśla możliwość wyboru: „życiu wychodzę naprzeciw, chociaż robię to na przekór / przeznaczeniu, po upadku zawsze gotowy na return / obiecałem sobie kiedyś, że nie spocznę, bo mam głos / nikt nie wierzył, że w tej skali może ponieść słowa flow / choć wróżyli Waterloo, unoszę się znów ponad ląd” (Ponad ląd). To właśnie między innymi tym „kupił” mnie Ostry – artysta nie moralizuje, nie narzeka, nie tłumaczy swoich błędów trudnym dzieciństwem i środowiskiem. To bez wątpienia wyróżnia jego album na tle wielu nawet tegorocznych produkcji, w tym tych, które promują „gangsterski” styl życia bez cienia refleksji nad własną postawą, pomijając już prawdziwość, którą w rapie zawsze ceniono. O.S.T.R. udowadnia słuchaczom (a może i przede wszystkim sobie), że jest już na zupełnie gdzie indziej zarówno życiowo, jak i muzycznie: „cierpliwy dla losu, bez nadużycia modlitwy, patosu / kariera to ponoć na zyski sposób, o popularność bitwy herosów / zgubiłem czas dla bliskich mi osób / trasa, dom, praca, wyścig robotów / od wielu rzeczy ważniejszych jest spokój / nie miałem nic poza tym światem w zasięgu ręki / wylane łzy, droga przez pracę, nie wytłumaczę życia na pętli”.
Nie zabrakło również „imprezowych” numerów (wszak jak przekonuje muzyk: „życie zbyt krótkie, by przegapić chwile / towarzyskiego grand prix”), a przy tym udanych popisów: „to nie koka Panama, raczej karnawał na Copacabana / ekipa ta sama, na strychu bałagan, za dużo / by mówić te słowa jak zdrada / dolać czy zalać, latamy ponad wysokość korków szampana” (Ot tak po prostu). Ciekawym pod tym względem wydaje się też utwór Koala z refrenem: „Letniego przesilenia znak / lubię trwonić czas, trwonić czas, lubię trwonić czas / dziś nic nie robię, nie ma szans / lubię trwonić czas, trwonić czas, lubię trwonić czas”, który (w przeciwieństwie do tego, co napisałam na początku o klasycznym brzmieniu) jest mocno newschoolowy, podobnie zresztą jak poprzedzający go Alcatraz z udanym i ciekawym storytellingiem rozpoczynającym się od słów: „zatkane centrum, uwięziony w aucie przez czasu wehikuł”. Skoro trudno wymusić ruch w tej przestrzeni, pozostaje bierne obserwowanie tego, co dzieję się wokół, a potem aktywne (choć raczej wymuszone czynnikami zewnętrznymi) włączenie się w akcję, przerwaną przez – nomen omen – wydarzenia spowodowane sławą muzyka: „’O matko, to Pan’ i widzę ten wyraz wstydu, moment zwątpienia w zamiary”, „Nagle słyszę: 'Podpiszesz mi płytę? Zrobimy zdjęcie i nie było sprawy’”.
W drodze po szczęście to zupełnie inny materiał, niż dotychczasowa twórczość rapera: przede wszystkim zaskakują wersy, które zostały staranniej napisane, o wiele mniej w nich potknięć. Imponuje zabawa flow – przyspieszenia, dobitne akcentowanie, podśpiewywanie. Zmianie uległa też treść utworów i prezentowana w nich postawa, z której nie przebija już frustracja muzyka. Oczekiwania wobec tego albumu były wysokie, co w znacznej mierze spowodowane było wspomnianą przerwą w dyskografii – jednak z całą pewnością warto było czekać na W drodze po szczęście. Można uznać, że wraz z przesłuchaniem ostatniego tracku droga dobiegła końca, stoimy u progu szczęścia, które nie ma jednoznacznej definicji, o czym możemy się przekonać, uruchamiając ponownie krążek.
Tekst został uprzednio opublikowany w nr 4 (113) 2018 Kwartalnika Kulturalnego Opcje.
Może Cię zainteresować:
Zbigniew Jankowski – Wilczym śladem (komentarz)
W skrócie autor (Zbigniew Jankowski) książki Wilczym Śladem przedstawia fragmenty z procesu, jakim był development gry Wiedźmin 3: Dziki Gon….
Dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań?
Humanisto, oto dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań! Czyli dlaczego uczelnie powinny zainwestować w marketing naukowy….
Kingdom Come Deliverance 2
Po długim czasie oczekiwań, oto w końcu Królestwo nadeszło! Kingdom Come Deliverance 2 ukończyłem tak bardzo, że na ten moment…
SEO SREO Wojciecha Orlińskiego i troska o dziennikarstwo
Link do felietonu Wojciecha Orlińskiego zatytułowanego SEO SREO dostałam w sumie 17 razy. Niewielu z moich informatorów przeczytało ten tekst,…
Historyczne korzenie Assassin’s Creed: Gdzie fikcja spotyka rzeczywistość
W początkowych założeniach Assassin’s Creed miał być kolejną odsłoną serii Prince of Persia. Szeroko znanych i lubianych przygód perskiego księcia…
Arkadiusz Kamiński (Arhn) – Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce
W moje ręce przez zupełny przypadek trafiła książka Arkadiusza Kamińskiego pt. Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce….