Na targi książki w Krakowie czeka chyba każdy mól książkowy, ale co sprawia, że pomimo wielu tego rodzaju imprez to właśnie Kraków od lat jest na pierwszym miejscu czytelniczych spotkań?
To nie były moje pierwsze i z pewnością nie ostatnie targi książki (Ilona). Na imprezy tego typu jeżdżę od co najmniej siedmiu lat, przemierzając kraj wzdłuż i wszerz. Od kilku lat również mam okazję uczestniczyć w nich nie tylko jako czytelnik, ale też wcielam się w rolę dziennikarza prowadzącego panele czy też osoby pomagającej przy organizacji wydarzeń towarzyszących. Czasem na targach tylko bywam (dosłownie) przelotem, nie będąc w stanie wytrzymać tłumów odwiedzających – odnoszę wrażenie, że coraz mniejszą – halę. Z roku na rok przybywa chętnych na uczestnictwo w książkowym szaleństwie oraz wystawców chcący jak najlepiej zaprezentować swoją ofertę i pozyskać nowych fanów („Polub nas na Facebooku, a otrzymasz zniżkę!” – naprawdę zdarzały się i takie oferty…). Wszystko to oczywiście kosztem wolnej przestrzeni, w której można by się swobodnie poruszać. Nie mam tego za złe, w zasadzie targi zawsze kojarzyły mi się z tłokiem, ale nade wszystko przyjemnym. Oto ludzie zainteresowani literaturą – w jednym miejscu. Wszyscy plus parę wycieczek szkolnych, które dzieciaki przyszły odbębnić „w ramach zajęć” i w zasadzie bardziej interesuje ich oferta kawiarni – swoją drogą serwującej popcorn, naprawdę? – niż to, co dzieje się w środku wielko-małej hali. A dzieje się sporo. Mnóstwo książek i przecen towaru. Transakcje „z ręki do ręki”, kolejki do autorów, którzy podpisują książki po uprzejmym zapytaniu „dla kogo?” i obowiązkowej fotce – następny! To sprawia, że święto książek zostaje przemienione w wielkie targowisko, na którym nie ma czasu porozmawiać z autorem, bo kolejka tamuje już ruch w kilku alejkach, a nasz autor za godzinę zamieni się miejscem z innym pisarzem. Jednak i tego nie mam za złe, bo ta impreza to przede wszystkim spotkania – czasem te przypadkowe. Z ludźmi nam znanymi dobrze z różnych for, a czasem poznanych przypadkiem podczas panelu dyskusyjnego, którego udało nam się zostać uczestnikiem – zawsze są oblegane.
Co w tym roku zaprezentował Kraków? Przede wszystkim problemy z dotarciem do hali w sobotni poranek i południe z powodu odbywających się biegów przez miasto. Tramwaje miały zmienione rozkłady, a do busa EXPO oferowanego jak co roku przez targi jako alternatywnego dojazdu trudno było się dopchać. Mimo wszystko nie obniżyło to w jakiś znaczący sposób liczby odwiedzających tego dnia halę i, jak słusznie zauważył pracownik targowej kawiarni, „kto miał dotrzeć, ten dotarł” (chciałoby się dodać, że oto w ludziach widać prawdziwy zapał do czytania!). Oferta Expo Kraków była bogata, to w końcu ponad 600 autorów (m.in. Olga Tokarczuk, Mariusz Szczygieł, Szczepan Twardoch, Marcin Świetlicki, Paweł Helle itd.), ale również ludzie związani na co dzień z innymi branżami, jak np. Ewa Drzyzga, Katarzyna Tusk, Czesław Mozil czy Martyna Wojciechowska. Ostatecznie to impreza na skalę międzynarodową, dająca możliwość prezentacji wydawnictwom zagranicznym m.in. z Austrii, Niemiec, Chin, USA, Skandynawii, Włoch czy też Litwy, która podczas tegorocznej edycji była Gościem Honorowym. To również spotkania blogerów książkowych, za które w tym roku odpowiedzialna była grupa Śląskich Blogerów Książkowych wraz z wortalem Granice.pl
Warto zaznaczyć, że podczas 19. już targów miało miejsce zupełnie nowe wydarzenie, któremu nadano szumną nazwę Salonu Komiksu, współtworzone z Krakowskim Stowarzyszeniem Komiksowym. Z założenia miał on być czymś na kształt hybrydy festiwalowo-targowej, wnoszącej powiew świeżości do prezentowanych przez trzy dni klasycznych atrakcji. Można by go też określić mianem ciekawego kolażu, obejmującego przede wszystkim spotkania z autorami (pojawili się m.in.: duet Przemysława Surmy oraz Łukasza Sytego, Robert Sienicki, Jakub „Dem” Dębski, a także gość z zagranicy, Lucas Varela), panele wykładowe o tematyce oscylującej zarówno wokół konkretnych serii czy twórców, jak i zagadnień wydawniczych, warsztaty, pokazy cosplay oraz live painting.
Klaudia zdążyła odwiedzić jedynie odbywającą się późnym sobotnim wieczorem bitwę komiksową, która zresztą nam obu dostarczyła ciekawych wrażeń. Już na wstępie okazało się, że zaproszeni artyści, tłumacząc się zmęczeniem, zwyczajnie… rozjechali się do domów. Organizatorzy znaleźli się w mocno niezręcznej sytuacji, ale, by nie odprawić z kwitkiem grupki zapaleńców, która zdążyła się już zebrać, postanowili, że bitwa się odbędzie, tyle że pomiędzy uczestnikami, którzy od razu wyrazili chęć wzięcia udziału w zabawie. Cztery osoby miały po dwie minuty na narysowanie czegoś na wymyślony na gorąco przez publiczność temat, a następnie chwilę na przedstawienie swojego dzieła. W turze wygrywał ten, kto zdobył największy aplauz zebranych osób. Nie ukrywam, że od razu zgłosiłam się (Klaudia) do najbardziej ekscytującej roli – rysującej, choć sądzę, że i jako oglądająca bym się nie nudziła (emocje sięgały zenitu, gdy kazano obrazować hasła takie jak „pierogi” [sic!], albo „interpelacja” – tak, ja również dopiero dowiedziałam się o istnieniu takiego słowa, w dodatku w momencie, gdy miałam dwie minuty na narysowanie swojej interpretacji, polecam!). Można powiedzieć, że Krakowskie Stowarzyszenie Komiksowe wyszło z bitwy z tarczą, a nie na tarczy – uczestników na wstępie uczciwie przeproszono, na koniec dla zwycięzców znalazły się nagrody, a wydarzenie okazało się pełną humoru integracją wszystkich zebranych na sali, którą opuścili w, mimo wszystko, świetnych humorach.
Wszędzie być, wszystko widzieć, wszystko wiedzieć – tak odbieram tegoroczne targi, w których uczestniczyłam jako czytelnik, dziennikarz, a w tym roku również jako moderator panelu „Czy blog może zmienić życie? Rozmowa blogerów książkowych, którzy odnieśli sukces”. Myślę, że zarówno z perspektywy „zwykłego odwiedzającego”, jak i prowadzącego można stwierdzić z całą pewnością, że warto odwiedzić przyszłoroczne edycje (ze szczególnym uwzględnieniem Salonu Komiksowego, który udowodnił, że dobra improwizacja nie jest zła!), oraz że i stały bywalec, i będący tam po raz pierwszy nie będzie zawiedziony, w myśl zasady – dla każdego coś dobrego.
Tekst został napisany przy współudziale Klaudii Kępskiej.
Pierwodruk w czasopiśmie „Outro – wychodzimy poza schemat”
Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”
Może Cię zainteresować:
Zbigniew Jankowski – Wilczym śladem (komentarz)
W skrócie autor (Zbigniew Jankowski) książki Wilczym Śladem przedstawia fragmenty z procesu, jakim był development gry Wiedźmin 3: Dziki Gon….
Dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań?
Humanisto, oto dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań! Czyli dlaczego uczelnie powinny zainwestować w marketing naukowy….
Kingdom Come Deliverance 2
Po długim czasie oczekiwań, oto w końcu Królestwo nadeszło! Kingdom Come Deliverance 2 ukończyłem tak bardzo, że na ten moment…
SEO SREO Wojciecha Orlińskiego i troska o dziennikarstwo
Link do felietonu Wojciecha Orlińskiego zatytułowanego SEO SREO dostałam w sumie 17 razy. Niewielu z moich informatorów przeczytało ten tekst,…
Historyczne korzenie Assassin’s Creed: Gdzie fikcja spotyka rzeczywistość
W początkowych założeniach Assassin’s Creed miał być kolejną odsłoną serii Prince of Persia. Szeroko znanych i lubianych przygód perskiego księcia…
Arkadiusz Kamiński (Arhn) – Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce
W moje ręce przez zupełny przypadek trafiła książka Arkadiusza Kamińskiego pt. Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce….