Dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań?

TL;DR: Twoje artykuły nie są widoczne w sieci albo trudno do nich dotrzeć



Humanisto, oto dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań! Czyli dlaczego uczelnie powinny zainwestować w marketing naukowy.

Bonus: dlaczego nie ma sensu w pisaniu po angielsku w Polsce (dotyczy głównie humanistyki).

W utopijnym świecie publikujemy mało z nastawieniem na jakość badań, a nie przedruk pod zmienionym tytułem z monografii do czasopisma lub z czasopisma do monografii – w zależności, co lepiej w danym momencie punktowane. Dziś jednak nie o tym, choć też nieco o utopii. Badaczu, czy w poszukiwaniu nowych tropów do swojego artykułu/książki sięgasz po wyszukiwarkę Google? A może zacząłeś się posiłkować narzędziami AI? Otóż to! Świat się zmienia.

A jednak, w głowach wielu osób wciąż pokutuje przekonanie, że badacz (zwłaszcza ten młody) buszuje po bibliotece, gdzie skrupulatnie przegląda periodyki oraz liczne monografie, powiedzmy,  z ostatnich dziesięciu lat. Jeśli z kolei to przekonanie odeszło już do lamusa, to mimo wszystko nie zmienił się sposób działania. W ten sposób zapychamy kolejne bazy indeksujące / repozytoria naszymi tekstami nie zastanawiając się przy tym, czy bardziej tym sobie szkodzimy, czy jednak pomagamy?  Wszakże chodzi o widoczność – mnie, wybierz mnie!

Szkopuł tkwi jednak w tym, że:
1) Google nie lubi zdublowanych treści;
2) Wiele plików .pdf nie posiada metadanych;
3) Skan książki z technicznego punktu widzenia to plik z grafikami, a nie treścią, którą da się wyszukać (chyba, że ktoś pamiętał o OCR!);
4) Brak zrozumienia roli słów kluczowych w artykułach naukowych i sposobu ich dobierania.

Mem naukowy, nieczytane artykuły, dlaczego nikt nie czyta moich atykułów, humanistyka cyfrowa,

W ten oto sposób repozytoria / bazy indeksujące / strony www możemy podzielić na:
1) Liczące się w wyszukiwaniach Google / AI i zwiększające nasze zasięgi;
2) Wpływające na prestiż i zwiększające prawdopodobieństwo rzetelności naukowej;
3) Liczące się dla Ministerstwa Nauki i kropka;
4) Kompletnie niczego niewnoszące.

O niewidzialny internecie (czy też: ukrytym internecie) przeczytacie więcej w artykule: Arkadiusza Pulikowskiego pt. Widoczność polskich publikacji naukowych w Internecie. Problem ten jest dostrzegany jednak od dawien dawna i jego analiza została przedstawiona również w artykule K. Kousha M. Thelwall: How is science cited on the Web? A classification of Google unique Web citations. „Journal of the American Society for Information Science and Technology” 2007.

W tym miejscu muszę poczynić pewne zastrzeżenia:
1) Celowo zwracam się głównie do humanistów, ponieważ to środowisko znam najlepiej;
2) Daleka jestem od stwierdzenia (hiperbolizując): przestańmy publikować w czasopismach, zacznijmy pisać na Facebooku. Monografie i czasopisma odgrywają swoją nieocenioną rolę, problem tkwi w braku odpowiedniej promocji dostosowanej do medium i zmieniającego się świata;
3) Jeszcze dalej mi do stwierdzenia, że badacze czerpią wiedzę jedynie z interentu, po prostu uważam, że współcześnie jest to ważny mechanizm robienia researchu.  

Sądzę jednak, że do publikacji badań w interencie, należy podejść w sposób właściwy dla marketingu i zasad SEO, które to w końcu służą organicznemu (darmowemu) wyszukiwaniu. A więc powołać do życia: marketing naukowy.  Działania te trzeba jednak przeprowadzać z głową, znając rynek digital marketingu nietrudno mi sobie wyobrazić, jak ktoś dopisuje w tekst naukowy frazy kluczowe i tworzy clikbaitowe nagłówki. Nie chodzi bowiem o to, aby pisać artykuły pod wyszukiwanie, lecz dać się wyłowić z gąszczu treści wołających o uwagę.

Według dawnych zasad punktowania czasopism naukowych dodatkowe „punkciki” (jakby to prześmiewczo powiedział Krzysztof M. Maj) można było uzyskać za prowadzenie strony www i to był dobry kierunek. Niestety, nie pamiętam, aby wiele czasopism ją wówczas prowadziło. Nawet jeśli takową miało, to dawno zapomnianą i nieaktualizowaną. Co powodowało, że o danym czasopiśmie często można było się dowiedzieć: z listy ministerialnej (o ile się je śledziło) albo kiedy odbywała się w nim publikacja pokonferencyjna lub ktoś prosił o recenzję danego artykułu. Obecnie wiele uczelni wzięło na siebie rolę prowadzenia stron www w ramach systemu Open Journals System. I o ile system sprawdza się w przypadku zarządzania procesem redakcyjnym, tak nie jest to platforma przystosowana pod digital marketing. W ślad za tytułami periodyków giną nasze artykuły.

Czy można tego uniknąć? 

Dla przykładu w 2019 roku czasopismo: „Fabrica Litterarum Polono-Italica” (indeksowane obecnie w 13 repozytoriach / bazach indeksujących) opublikowało numer poświęcony Kazimierze Alberti, który składał się z 12 artykułów, z czego:
– 9 dotyczyło bezpośrednio Kazimiery Alberti,
– 7 miało w nazwie imię i nazwisko pisarki.

Czasopismo posiada dwie domeny „główne”: tj. fabrica.us.edu.pl oraz uniwersytecką journals.us.edu.pl/index.php/flit. Treści na obu tych stronach powielają się (ten sam opis redakcji, to samo zestawienie artykułów itd.). Co istotne, pierwsza domena jest dedykowana wyłącznie czasopismu, w drugiej z kolei mowa o bazie czasopism uniwersyteckich, które rozróżnia slug – w tym przypadku „flit”.  

Przy założeniu, że wstępny reaserch zaczniemy od frazy „Kazimiera Alberti”, to Google pokaże nam następujące wyniki (stan na 11.03.2025):

cytowanie badań, widoczność naukowa, marketing naukowy, open access, SEO naukowe, humanistyka cyfrowa, dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań, jak zwiększyć cytowania badań naukowych, badania naukowe w sieci,, Kazimiera Alberti, Fabrica Litterarum Polono-Italica, Fabrica,

W TOP3 znajdzie artykuł ze strony fabrica.us.edu.pl oraz w TOP10 odesłanie do dodatku online czasopisma, lecz nie znajdziecie odesłania do strony wydawnictwa. Dopiero po wpisaniu całego tytułu artykułu:

Miejsce pierwsze – fabrica.us.edu.pl
Miejsce trzecie – strona czasopism uniwersyteckich
Na żółto zaznaczone bazy indeksujące, które są bezpośrednio powiązane z profilem czasopisma, pozostałe bazy są powiązane bezpośrednio z profilem badaczki.

Sumarycznie Google wyrzuca 20 rekordów z tym tytułem, które konkurują ze sobą, aby być na jak najwyższej pozycji (średnio oglądamy 3 pierwsze wyniki Gogola).

cytowanie badań, widoczność naukowa, marketing naukowy, open access, SEO naukowe, humanistyka cyfrowa, dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań, jak zwiększyć cytowania badań naukowych, badania naukowe w sieci,, Kazimiera Alberti, Fabrica Litterarum Polono-Italica, Fabrica,
cytowanie badań, widoczność naukowa, marketing naukowy, open access, SEO naukowe, humanistyka cyfrowa, dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań, jak zwiększyć cytowania badań naukowych, badania naukowe w sieci,, Mountain Studies, Fabrica Litterarum Polono-Italica, Fabrica,

Kolejnym przykładem może być fraza „Mountain Studies”, która stanowi tytuł nadchodzącego numeru. Na pierwszej stronie Googla czasopismo osiągnęło 3 pozycję, wyprzedzając strony zagranicznych ośrodków badawczych skupionych wokół tematyki górskiej, a co ważniejsze, jest to jedyna polska domena w zestawieniu. 

Fabryka jest dobrym przykładem, ponieważ zaledwie połowa stron jest zindeksowana:

cytowanie badań, widoczność naukowa, marketing naukowy, open access, SEO naukowe, humanistyka cyfrowa, dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań, jak zwiększyć cytowania badań naukowych, badania naukowe w sieci,, Mountain Studies, Fabrica Litterarum Polono-Italica, Fabrica,
image 1 -

Świetnym przykładem obrazującym, co Google uznaje za bardziej wartościowe (według swoich algorytmów), jest wpisane do przeglądarki tytułu ostatniego numeru, czyli: „Anatomia radości”:

Pozycja nr 1: strona czasopisma
Pozycja nr 2: strona czasopisma uniwersytecka (OJS)
Grafiki: 4/6 związanych ze stroną czasopisma
Pozycja 3, 6, 8 – niezwiązana z wyszukiwaniem

Na zielono zaznaczone bazy indeksujące / repozytoria przywołujące w jakiś sposób Fabrykę.

cytowanie badań, widoczność naukowa, marketing naukowy, open access, SEO naukowe, humanistyka cyfrowa, dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań, jak zwiększyć cytowania badań naukowych, badania naukowe w sieci,, Mountain Studies, Fabrica Litterarum Polono-Italica, Fabrica, anatomia radości,

A teraz sprawdźcie sami, czy po wpisaniu tematu Waszego numeru lub zapytania o Wasze temat badawczy (nie mówię tu o dokładnym wpisaniu tytułu artykułu), inny badacz ma szanse trafić na Wasz artykuł?

Koniec metaforycznych tytułów?

Pokazałam kilka screenów, ale co nam to mówi? Im bardziej skomplikowany tytuł (lub metaforyczny), tym mniejsze prawdopodobieństwo dotarcia do niego przez zainteresowane osoby. Dlaczego? Jeśli ktoś nie zna pełnego tytułu publikacji (a nie zna, bo szuka dopiero informacji wstępnych w interesującym go temacie), to jego szanse na dotarcie do ślicznego, lecz metaforycznego tytułu są równe niemalże zeru. Czy to oznacza, że eseistyczne wywody literaturoznawców, które najczęściej są okraszone barwnymi tytułami muszą zniknąć? Absolutnie. Warunek jest tylko jeden: trzeba odpowiednio zbadać o to, aby miejsce publikacji sprzyjało (poprzez swoją wewnętrzną strukturę) naukowemu SEO.

Bonus: dlaczego nie ma sensu pisać po angielsku w Polsce (dotyczy głównie humanistyki).

To będzie krótkie podsumowanie z pytaniem retorycznym na końcu. Jeśli nie potrafimy w ojczystym języku zbudować widoczności naszych artykułów w sieci, to jak chcemy dokonać tego nie znając specyfiki „zagranicznego” internetu? Przyzwyczajeń związanych z wyszukiwaniem oraz sposobem wpisywania fraz lub całych zapytań?

Dlaczego nie rozpisuje, w jaki sposób można zwiększyć widoczność w wyszukiwarce?  

Powiem krótko: ponieważ odeszłam ze świata nauki do świata biznesu, gdzie „know-how” jest usługą. Jeśli chcesz zwiększyć widoczność swoich artykułów w sieci (choć polski system punktowy tego nie wymaga), to zapraszam na konsultację.

Postaw mi kawę na buycoffee.to



Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry