Spis treści
Artykuł przygotował: Wojciech Lemański
Wielkimi krokami zbliża się kontynuacja przygód Henryka ze Skalicy w postaci Kingdom Come Deliverance II. Zapowiedzi zwiastują, że otrzymamy więcej tego (choć z niewielkimi zmianami), co tak polubiliśmy w pierwszej części. Mimo to mam swoje oczekiwania względem dwójki i o nich będzie ten tekst. No prawie… Mój pierwszy artykuł o wyjątkowości Kingdom Come Deliverance nie wyczerpał źródełka spraw, o których chciałbym opowiedzieć, więc pozwólcie, że zanim przejdę do dwójki, opowiem jeszcze trochę o tym, co ostatnio przemilczałem.
Jak to jest z tą fabułą?
W poprzednim tekście właściwie lekko otarłem się o przedstawienie głównej historii, która została nam zaserwowana przez Warhorse Studios, a więc na początku kilka zdań uzupełnienia. Konstrukcja fabularna to walterskotyzm w najczystszej postaci. Mamy prawdziwe historyczne wydarzenia, a także realne postacie, z kolei opowieść głównego bohatera jest w to wszystko zręcznie wplątana.
Tłem fabularnym dla naszych przygód jest konflikt o panowanie nad Królestwem Czech na początku XV wieku. Jak dowiadujemy się z pierwszego filmiku, którym raczy nas gra, po śmierci szanowanego i dobrotliwego króla Karola IV tron przypadł jego synowi Wacławowi IV. Ten znany z rozpustnego życia, pełnego popijaw, uganiania się za niewiastami i beztroskich polowań, nie radzi sobie z władaniem królestwem. Z tego powodu możni postanawiają zwrócić się o pomoc do królewskiego brata – Zygmunta Luksemburskiego. Ten porywa Wacława i zmusza go siłą do ustąpienia z tronu. Wykorzystując powstałe w ten sposób zamieszanie, zyskuje na potędze i podporządkowuje sobie kolejne ziemie, wkraczając do Królestwa z wielką armią. Ci, którzy mu się sprzeciwiają – giną.

Początkowo mało nas interesuje wielka historia wysoko urodzonych, albowiem grę zaczynamy jako prosty syn kowala w małej Skalicy, będącej ówcześnie ważnym ośrodkiem wydobycia srebra. Na starcie dostajemy łatwe, codzienne zadania zlecone przez ojca – jak np. kupić węgiel, przynieść zimne piwo i zdobyć zaległe pieniądze od miejscowego chłopa. Następnie wspólnie wykuwamy miecz dla lokalnego magnata. Mogłoby się wydawać, że dzień, jak co dzień. Do czasu, aż wioska zostaje napadnięta przez armię nieznanych dotąd prostemu Czechowi Kumanów, będących na usługach Zygmunta. Okazuje się, że jest to koczowniczy lud, pochodzący z Azji Środkowej, a który w wyniku historycznych perturbacji osiadł na Węgrzech. Ich odmienność i brutalność budzą wśród pospólstwa strach, co wielokrotnie zostaje w grze podkreślone.
Powróćmy jednak do historii. Okazuje się, że kopalnie srebra są ważnym punktem strategicznym dla króla uzurpatora, a dotychczasowy władca Skalicy (Radzik Kobyla) jest lojalnym sługą króla Wacława IV. Henrykowi udaje się uciec, ale w ataku na wioskę giną jego rodzice. Zostaje po nich tylko jedna pamiątka – miecz, który wykuł wraz z ojcem, a który to przyrzekł on ofiarować swojemu panu. W wyniku przeróżnych okoliczności oręż zostaje skradziony, a jego poszukiwania stają się drugim głównym wątkiem fabularnym, tuż obok historii zemsty na mordercach rodziny głównego bohatera i zarazem osobach odpowiedzialnych za spalenie Skalicy. W wyniku fabularnych animozji bohater wchodzi w środowisko lojalnych prawowitemu królowi Wacławowi władców. Tym samym wielka historia królów staje się istotna również dla prostego chłopa – Henryka.

W grze nie brakuje trzymających w napięciu momentów i zwrotów akcji (które da się przewidzieć, ale mimo to wciąż robią wrażenie), charyzmatycznych złoczyńców oraz oddanych przyjaciół, którzy sprzymierzą się z Henrykiem w walce z bandytami pustoszącymi czeskie królestwo. Mimo że fabuła gry opiera się na dobrze znanym i często eksploatowanym motywie utraty rodziców i zemsty (chociażby przypomina mi się stareńki Fable), to i tak narracja trzyma w napięciu i jest bardzo angażująca. Nie ma co się dziwić, ponieważ za scenariusz i reżyserię odpowiedzialny jest słynny w świecie gier Daniel Vávra, główny scenarzysta takich kultowych gier, jak Mafia i Mafia 2. Co więcej, aktorzy wcielający się w główne postacie świetnie czują klimat swoich ról i stają na wysokości zadania w oddaniu ich charakterów (szczególnie Henryk i Jan Ptaszek). Wychodzi to na tyle dobrze, że mimo zapowiedzi czeskiego dubbingu w dwójce, i tak zdecyduję się na wersję angielską. Przynajmniej przy pierwszym przejściu.
Gra za trudna? Warto pokombinować!
Dużą siłą Kingdom Come Deliverance jest bogactwo mechanik, pozwalających na różnorodne podejście do rozgrywki. Możemy ściśle trzymać się tego, co gra nam oferuje i grzecznie przechodzić fabułę, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby ponaginać zasady. Możemy tego dokonać w wyniku nienaprawionych błędów produkcji, a czasami po prostu eksploatując gameplay do granic możliwości. Exploitowanie, bo o tym będzie mowa, to inaczej mówiąc wykorzystywanie mechanik gry lub błędów do ułatwienia sobie rozgrywki. Dla niektórych to zło wcielone porównywalne z graniem na kodach, a inni lubią się z tym po prostu bawić. Kingdom Come Deliverance jest świetnym poligonem doświadczalnym do takich zabaw, które nie tylko poszerzają nasze możliwości, ale potrafią ułatwić rozgrywkę tym, dla których jest ona za trudna.
Jednym z takich przykładów może być „wykorzystanie” do granic możliwości początkowej lokacji, czyli Skalicy, w której rozpoczynamy przygodę. To właśnie w niej uczymy się podstawowych mechanik, wykonujemy proste questy itp. Samo skończenie prologu powinno zająć nam jakąś godzinę. Warto zostać w tym miejscu na dłużej, ponieważ ciekawskim graczom ma ona do zaoferowania dużo atrakcji.
Możemy oczywiście wykonać wszystkie zadania i kontynuować fabułę albo możemy zapewnić sobie mocny start i „dokoksować” naszą postać. Jest na to kilka sposobów. Możemy się skradać, aby nokautować samotnych przechodniów i rozwijać umiejętność cichego poruszania się (przy okazji zarobimy trochę groszy, a po zakończeniu prologu nikt nie będzie pamiętał o naszych występkach). Po otrzymaniu wytrycha możemy ulepszyć umiejętność otwierania zamków do poziomu, który bardzo ułatwi nam dalszą rozgrywkę. Zrabowane rzeczy, których nie zmieścimy w ekwipunku, możemy przetransportować do skrzyni w naszym domu i sprzedać je w dalszej części rozgrywki.

Kolejnym sposobem na wykorzystanie początkowej lokacji i zarazem tym, co najbardziej lubię robić w Skalicy, jest zbieranie ziół, dzięki czemu rozwijamy umiejętność zielarstwa oraz dostajemy dodatkowe punkty do charyzmy, siły i wytrzymałości (i ponownie zarobimy trochę grosza, sprzedając zebrane zioła). Możemy też powalczyć na pięści i zwiększyć naszą siłę, z czym jest związany kolejny exploit. Mianowicie walka na pięści potrafi być na tyle prosta, że jesteśmy w stanie bez żadnej zbroi położyć w pełni opancerzonego wroga. Jak tego dokonać? Wystarczy użyć szybkiego ataku, odbiec od przeciwnika i w momencie, gdy ten zmienia animację ruchu na szybki bieg, uderzyć go ponownie. Dzięki temu dostajemy okienko czasowe do uderzenia wroga bez podniesionego przez niego bloku. W ten sposób (w walce na same pięści) udało mi się pokonać opancerzonego strażnika już na samym początku gry.
Bardzo lubię gry, w których od samego początku dostajemy wolną rękę. To jest nie tylko ułatwianie sobie rozgrywki, ale czerpanie z jej możliwości na maksa i to, że w ogóle możemy tak zrobić, jest w Kingdom Come takie piękne!
Z ciekawszych rzeczy mamy też nielimitowany hajs od młynarza Peszka (który jak wszyscy młynarze w grze jest zleceniodawcą zadań opartych na kradzieży). Ten skupuje od nas skradziony towar, a gdy wrócimy do niego po kilku dniach, okazuje się, że towar sprzedał z zyskiem. Tak więc w jego kabzie znajduje się więcej pieniędzy! Wystarczy kilka takich transakcji, abyśmy mogli mu sprzedawać towary warte tysiące groszy (waluta w grze).
Ostatnie ułatwienie związane jest ze słynną misją w klasztorze, gdzie trafiamy w poszukiwaniu mordercy, który postanowił przywdziać habit i zaszyć się wśród mnichów. Naszym zadaniem będzie dołączenie do klasztoru w wyniku czego tracimy cały ekwipunek. Co więcej musimy o konkretnych godzinach pojawiać się na modlitwach i wspólnych posiłkach, a także mamy wyznaczony czas na pracę w bibliotece oraz przy stanowisku alchemika.
Znajdzie się też trochę wolnego czasu, w którym przeprowadzimy śledztwo, wypytamy mnichów o naszego bandytę i pokręcimy się po klasztorze. A możemy to zrobić tylko o określonej godzinie, ponieważ obiekt patrolowany jest przez cykutorów. Dając się przyłapać w innym miejscu, niż powinniśmy być lub o innej porze, wpierw zostaniemy ostrzeżeni, a nawet i przeszukani. Gdy w naszym ekwipunku znajdzie się niedozwolony przedmiot, wyrzucą nas z klasztoru i zadanie odnalezienia bandyty znacząco się utrudni.
Jest to trudna misja i nie każdemu przypadnie do gustu nagła zmiana stylu rozgrywki. Ale oczywiście można sobie pomóc! Wystarczy zakraść się do klasztoru przed rozpoczęciem zadania i w kilku skrzyniach bądź szafkach pozostawiać zbawienne sznapsy do zapisywania gry, jakieś jedzenie, no i koniecznie wytrychy, które będą wręcz niezbędne! Pochodnia też się przyda podczas myszkowania w nocy. Dzięki wyżej wspomnianym krokom możemy swobodnie zapisywać grę i szwendać się, gdzie dusza zapragnie.

A dla tych, którym za łatwo – hardcore mode!
Nie zabrakło też dodatkowego trybu, utrudniającego nam rozgrywkę, a jest nim hardcore mode. To opcja rekomendowana dla graczy, którzy już nauczyli się Kingdom Come Deliverance i na wylot znają jego świat. Dlaczego? Otóż okazuje się, że nasz Henryk nie dość, że jest ciamajdą, to na dodatek miał trudne dzieciństwo. A to za dzieciaka wpadł do studni, a to miał koszmary z goniącym go błaznem, a na dodatek urodził się z hemofilią i łamliwością kości. Żeby nie było za łatwo, to ma tasiemca, więc je za trzech. Wszystko powyższe to tzw. negatywne perki, które możemy sobie wybrać przed rozpoczęciem rozgrywki. Każdy z nich opisany jest w znamiennie dla tej gry żartobliwy sposób.
Przytoczmy jeden z opisów, aby zobrazować, z czym mamy do czynienia. Klaustrofobia: „Jako dziecko wsadziłeś głowę do wiadra i nie mogłeś jej wyjąć przez cały dzień. Dopiero ojciec uwolnił cię za pomocą siekiery. Od tamtego czasu boisz się zamkniętych pomieszczeń. Kiedy opuszczasz przyłbicę, masz wrażenie, że twoje ataki tracą na sile”. Jak widać, każdy z negatywnych perków ma swoje realne konsekwencje w rozgrywce. Jako lunatyk budzimy się w jakiejś odległości od miejsca, w którym zasnęliśmy; mając tasiemca, szybciej stajemy się głodni; przez hemofilię trudniej nam jest powstrzymać krwawienie; drgawki sprawiają, że otwieranie zamków jest trudniejsze itp. Itd. Wiadomo, o co chodzi.

Brzmi to groźnie, ale nie do końca tak jest. Wpływ powyższych „zdolności” na rozgrywkę istnieje, ale szybko jesteśmy w stanie się do niego przyzwyczaić, a możemy też grać jako pacyfista (nie zabijając nikogo na naszej drodze), więc łatwiej nam będzie przeżyć. Powyższe przypadłości stanowią raczej lekką niedogodność niż realną przeszkodę, stanowią jednak ciekawe urozmaicenie rozgrywki.
Prawdziwym „gamechangerem” trybu hardcore jest usunięcie naszej postaci z mapy oraz pozbycie się wskaźników na kompasie. Ikonka miejsca, do którego zmierzamy, pojawia się dopiero wtedy, gdy jesteśmy bardzo blisko celu. Naprawdę blisko. W innym wypadku musimy zdać się na własną znajomość terenu oraz orientację. Pomaga w tym bardzo dokładnie odwzorowana i czytelna mapa. Jesteśmy w stanie, chociażby porównać rozstaje dróg z tymi, które widzimy przed sobą i tymi naniesionymi na mapie. Jest to absolutnie fenomenalna opcja, kompletnie zmieniająca nasze podejście do rozgrywki i sposobu, w jaki chłoniemy świat.
Musimy zwracać większą uwagę na otaczające nas obiekty, słuchać dokładniej dialogów (postacie często mówią, dokąd mamy się udać lub gdzie szukać naszego celu) i należy uważać, aby się nie zgubić. Szczególnie podczas polowań w lesie. Tu naprawdę łatwo jest stracić orientację! Czy warto grać w trybie hardcore? Warto! Naprawdę warto! Ale lepiej zostawić to sobie na drugie przejście gry, aby za szybko się od niej nie odbić.

Nie takie perfekcyjne te czeskie przygody.
No dobra, czas na lekkie przełamanie tych peanów na cześć przygód Henryka, bo trochę wad produkcja jednak ma. Podczas premiery dostała mocne bęcki za stan techniczny. Trudno jest mi to ocenić, bo pierwszy raz odpaliłem ją dopiero jakiś rok czy dwa po premierze i słabo już pamiętam to przejście. Spadające klatki na sekundę, zbugowane postacie, którym nie dało się oddać zadania, aby je skończyć, czy wywalanie do pulpitu były na porządku dziennym. Pojawiają się głosy, że gra wciąż ma dużo problemów technicznych. Jako że byłem wychowany na graniu w Gothica 3 na 10 FPS-ach, to nie zwracam uwagi na takie rzeczy, chyba że są naprawdę męczące albo całkowicie uniemożliwiają dalszą rozgrywkę. Więc z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że teraz gra się bardzo dobrze. Miałem może jedno albo dwa wyrzucenia z gry, jakiegoś questa nie mogłem skończyć, ale zwykle z problemami pomagał zwykły reset. Mimo to dla osób wrażliwych na stan techniczny ogrywanych gier może to być wciąż problematyczne.
Z mojej perspektywy większość z niedoróbek gry nie wynika tylko ze słabego stanu technicznego, lecz z nieprzemyślanych czy niedopracowanych mechanik. Przykładowo: czasami korzystając z szybkiej podróży, możemy się natknąć na zasadzkę bandytów. Gdy tak się stanie, powinniśmy zostać zaatakowani, lecz sprawa wygląda w ten sposób, że aby nas zaatakowano, musimy jeszcze kawałek pieszo zbliżyć się do bandy, czającej się gdzieś w krzakach. Ale możemy też się po prostu wycofać lub spróbować zajść ich po cichu. Za każdym razem wygląda to tak, że od 3 do 5 żołdaków kuca gdzieś w krzakach, ja do nich podchodzę od tyłu i każdego po kolei zabijam za pomocą skrytobójstwa, mimo że jeden stoi obok drugiego. Wrogowie po prostu nie widzą tego, co dzieje się wokół nich. W ten sposób możemy całą grupę wyeliminować bez podejmowania się walki. No głupie i po prostu niedopracowane. Takich rzeczy jest tu więcej.

Najwięcej krwi względem wad napsuły mi osiągnięcia. Jako że jestem łasy na trofea, to staram się zdobywać je wszystkie, ale co trzeba przejść, aby „splatynować” Kingdom Come, to się fizjologom nie śniło. Problem w tym, że wiele achievementów wzajemnie się wyklucza, przez co musimy grę przejść dwa, a nawet i trzy razy, jeżeli chcemy je wszystkie zdobyć. A to musimy zabić 200 wrogów, a to musimy przejść grę bez zabijania. Tu musimy przeczytać kilka książek, a tam musimy rozbudować naszą wieś (dodatek From the Ashes daje nam we władanie własną osadę) bez umiejętności czytania itp. Wiele z opisów osiągnięć nie daje też wglądu w to, co musimy zrobić, a naprawdę dla niektórych z nich musimy wykonać sekwencję działań, porównywalną logiczne z przygodówkami point and click z dawnych lat. Szczególnie podkręcono ich stopień skomplikowania w dodatkach (tam też się wykluczają).
Sam zdobyłem 99% procent osiągnięć, mimo że mam absolutnego świra na punkcie tej gry i już wiem, że nie dobiję do setki. Mimo mojej fascynacji tytułem nie mam ochoty, aby rozgrywać go po raz piąty. Zaś zaległe osiągniecie wymaga podejmowania konkretnych decyzji na przestrzeni całej gry, więc nie ma mowy o wczytaniu zapisu. Trzeba od początku do końca i nie ma zmiłuj. Innym problemem jest osiągnięcie związane z krawcem, którego musimy upić. Warunkiem jego zdobycia jest wspólne upicie się do nieprzytomności. Niestety, to zadanie pojawia się w późnej fazie rozgrywki, kiedy nasza postać ma już zbyt wysoki poziom umiejętności „picie” i nasz bohater ma już po prostu za mocną głowę i za każdym razem przepija krawca. Dlaczego ma zbyt duży współczynnik tej jednej umiejętności? Ano dlatego, że jak wiemy z mojego poprzedniego artykułu, grę zapisujemy poprzez zbawienne sznapsy, które tworzymy na bazie wina. Tak więc zapisując grę, mimowolnie rozwijamy odporność Henryka na wyskokowe trunki. No i musimy grać od nowa. Bez dokładnego prześledzenia poradnika związanego z osiągnięciami przed rozpoczęciem gry, nie ma co liczyć na zdobycie zdecydowanej większości z nich.
Są też problemy z polskim tłumaczeniem. Przykładem jest opis osiągnieć w trybie hardcore. Osiągnięcia „Hardkorowy Henryk” i „To tylko zadrapanie” mają kompletnie ten sam opis, jednakże warunkiem zdobycia Hardkorowego Henryka jest przejście gry z chociażby jednym negatywnym perkiem, a „zadrapanie” zdobywamy, przechodząc grę z aktywnymi wszystkimi jednocześnie. Niestety tego nie dowiecie się z polskiego tłumaczenia.

Przygód Henryka ciąg dalszy, czyli Kingdom Come Deliverance 2 nadchodzi!
Jeżeli ktokolwiek tu dotarł, to szczerze gratuluję wytrwałości. Wystarczy już tych peanów na cześć Kingdom Come Deliverance. Dlatego czas na Kingdom Come Deliverance 2! Wszystko wskazuje na to, że gra będzie łudząco podobna do jedynki. Oczywiście, mają pojawić się dodatkowe mechaniki, kilka innych zostanie zastąpionych itp., ale rdzeń zabawy jest identyczny i jestem przekonany, że będzie mi się grało wyśmienicie. Dlatego skoncentruję się na moich obawach względem dwójki, to tak dla odmiany.
Nie zmienia się sposób rozwoju postaci (jako że ponownie gramy Henrykiem, to mamy trochę lepszy start, ale wciąż będzie, co rozwijać), wygląda na to, że gra utrzyma swój niepowtarzalny sielski klimat, no i będzie pełna humoru. To, co mnie w tym względzie trochę niepokoi, to widoczne postawienie przez Warhorse Studios na jeszcze więcej „luzackiego” podejścia do gry. Po obejrzeniu materiałów promocyjnych i filmów z rozgrywki mam poczucie, że twórcy za mocno próbują pójść w stronę „popijawy z księdzem Bogutą”. Wiem, że to była zabawna scena i wiele osób dobrze ją wspomina, ale mam obawy, że Kingdom Come Deliverance 2 na każdym kroku będzie nas raczyła popijawami, romansami i pokręconymi akcjami.
Pokazane w zwiastunie sceny przedstawiają kąpiel na golasa w jeziorze (jakbym oglądał jakąś komedię o amerykańskich nastolatkach), a także momenty, w których Henryk rozrabia na ulicach Kutnej Hory (największego miasta w grze), rzuca zabawnymi odzywkami, zaczepia przechodniów, aż w końcu zostaje zakuty w dyby. Trochę mi to nie pasuje do charakteru bohatera. No, i jest sprawa nieszczęsnego Polaka, który jest tak wulgarny, że mnie to autentycznie razi. Sądzę, że może to mieć negatywny wpływ na klimat gry, który w jedynce był wręcz perfekcyjny.

Nie podoba mi się też uproszczenie modelu walki. W tym przypadku twórcy posłuchali narzekań graczy i z pięciu stref, w które możemy uderzyć mieczem, zrobiono cztery, a gdy korzystamy z broni ciężkiej mamy już tylko trzy. Innym ułatwieniem ma być broń palna. Podobno nie będzie można przesadzać z jej używaniem, ale dotąd nie pokazano, jak to ma być rozwiązane. Obawiam się, że przez to rozgrywka może stracić sporo oryginalnego uroku. No, ale zobaczymy.
To, co mnie cieszy, to przepiękne lokacje. Tym razem przenosimy się do Kutnej Hory oraz okolicznych wiosek. Jedną z lokacji, które odwiedzimy, ma być tzw. Czeski Raj, który wygląda po prostu obłędnie – na żywo, jak i w grze. Tak samo zamek Trosky robi spore wrażenie. Nie mogę się doczekać, aż odwiedzę te miejsca w grze! Znając przywiązanie twórców do realizmu zarówno względem topografii, jak i ogólnego zarysu miasta, to i zamki będą oddane z ogromną dokładnością i pieczołowitością.
Cieszy mnie też dodanie nowych umiejętności, które będziemy mogli rozwijać. Z tych już znanych są to: używanie kuszy, broni palnej, a także kowalstwo! W końcu będziemy mogli wytwarzać własne zbroje i oręż. Jest to, jak najbardziej logiczne, bo w końcu gramy synem kowala. Podobno ma zniknąć zielarstwo, które bardzo lubiłem. No trudno, przeboleję. Co ważne nie znikają kontrowersyjne zbawienne sznapsy, które spotkały się z mieszanym odbiorem graczy. Z tym że w Kingdom Come Deliverance 2 mają się pojawiać w świecie gry częściej, a w sklepach powinny być dużo tańsze, tak więc i bardziej dostępne.

Mimo wielu ułatwień, które zostaną dodane do gry, wciąż nie mogę się doczekać kontynuacji przygód Henryka i chciałbym, żeby pojawiło się w niej kilka elementów, które moim zdaniem wzbogaciłyby rozgrywkę, a których mi brakowało w jedynce. Przede wszystkim marzę o większej różnorodności dzikiej zwierzyny, którą spotykamy w grze. W pierwszej części mogliśmy napotkać tylko: dziki, sarny, jelenie, zające i kilka rodzajów zwierząt hodowlanych. Aż chciałoby się eksplorować lasy i jednocześnie badać i odkrywać gatunki zwierząt na wzór tego, co zaoferował nam Red Dead Redemption 2. A nie jest to takie głupie, ponieważ już w pierwszej części brat Nikodem z klasztoru zlecił nam zadanie, polegające na stworzeniu herbarza. Czemu więc nie moglibyśmy na podobnej zasadzie podjąć się stworzenia własnego bestiariusza? Byłoby cudownie!
Co jeszcze mi się marzy? Ano, żeby po prostu przeżyć wspaniałą przygodę w średniowiecznych Czechach, zwiedzać tamtejsze lasy, łąki, osady oraz lasy i wciągnąć się w świat Kingdom Come Deliverance 2! Już wiem, że grać będę od razu na premierę i po przejściu może naskrobię coś na jej temat. Miejmy nadzieję, że będzie to list miłosny do Warhorse Studios, a nie wredny paszkwil!


Wojciech Lemański – Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Współpracował przy pisaniu tekstów z dwutygodnikiem „ArtPapier” oraz półrocznikiem „Postscriptum Polonistycze”. Pracował przy organizacji festiwalu „Na pograniczu kultur” w Białymstoku. Pasjonat gór, historii polskiego himalaizmu oraz gier video. Od 2020 r. współpracuje z Fundacją Wielki Człowiek w zakresie badania oraz realizacji procesów archiwistycznych związanych ze spuścizną Jerzego Kukuczki. Jest również współorganizatorem wielu inicjatyw kulturalnych.
Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”

Może Cię zainteresować:
Zbigniew Jankowski – Wilczym śladem (komentarz)
W skrócie autor (Zbigniew Jankowski) książki Wilczym Śladem przedstawia fragmenty z procesu, jakim był development gry Wiedźmin 3: Dziki Gon….
Dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań?
Humanisto, oto dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań! Czyli dlaczego uczelnie powinny zainwestować w marketing naukowy….
Kingdom Come Deliverance 2
Po długim czasie oczekiwań, oto w końcu Królestwo nadeszło! Kingdom Come Deliverance 2 ukończyłem tak bardzo, że na ten moment…
SEO SREO Wojciecha Orlińskiego i troska o dziennikarstwo
Link do felietonu Wojciecha Orlińskiego zatytułowanego SEO SREO dostałam w sumie 17 razy. Niewielu z moich informatorów przeczytało ten tekst,…
Historyczne korzenie Assassin’s Creed: Gdzie fikcja spotyka rzeczywistość
W początkowych założeniach Assassin’s Creed miał być kolejną odsłoną serii Prince of Persia. Szeroko znanych i lubianych przygód perskiego księcia…
Arkadiusz Kamiński (Arhn) – Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce
W moje ręce przez zupełny przypadek trafiła książka Arkadiusza Kamińskiego pt. Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce….