Dlaczego Kingdom Come Deliverance jest tak wyjątkowe?

Symulator średniowiecznego chłopa…



Artykuł przygotował: Wojciech Lemański

Współcześnie twórcy gier dwoją się i troją, aby ich dzieła dotarły do możliwie największego grona odbiorców. Niestety często kończy się to upraszczaniem mechanik oraz zwiększeniem tempa rozgrywki (na ekranie musi się dziać, aby gracza nie zanudzić). Dobrym sposobem obserwacji takich praktyk jest przyjrzenie się współczesnym odsłonom gier z serii „Assassin’s Creed”, gdzie znacząco uproszczono model wspinaczki. Dzięki temu możemy wspinać się bardzo szybko i prawie wszędzie. Niestety cierpi na tym „feeling” świata i jego immersyjność.

Widać to szczególnie, jeśli zestawimy pierwszego Asasyna, w którym Altair z rozwagą łapał się każdej wyrwy w murze czy wystającego kawałka belki, z Valhallą, gdzie Eivor niczym zwinna małpka doskakiwał do niezwykle wysokich półek, czy jak górska kozica wspinał się po pionowych ścianach (już nie tylko w miastach, ale też po naturalnych przeszkodach, co kompletnie zmieniło podejście do rozgrywki). Znikły logiczne ścieżki wertykalnego trawersowania świata na rzecz po prostu wchodzenia gdziekolwiek, bez ograniczeń (no prawie, na drzewo nie wejdziemy…).

Na szczęście są twórcy gier, którzy na przekór trendom starają się realizować autorską wizję rozgrywki. Twórcy takich gier zdają sobie sprawę, że zamykają się na duże grono potencjalnych fanów, którzy odbiją się (na pierwszy rzut oka) od niezbyt przyjaznych mechanik rozgrywki, ale dzięki temu deweloperzy tworzą coś naprawdę unikalnego.

Jedną z takich gier jest Red Dead Redemption II od twórców słynnego Grand Theft Auto. Mimo ogromnej ilości pieniędzy włożonych w produkcję oraz sławy twórców, nie zarobiła ona tyle, ile mogłaby. Dowodem jest chociażby porzucenie trybu Red Dead Online na rzecz dalszego wspierania GTA Online, które zwyczajnie przynosi większe zyski. Sądzę, że gdyby w Red Dead Redempion II postawiono na prostsze mechaniki i szybszą rozgrywkę, sprawa wyglądałaby inaczej. Być może magicy z Rockstar Games, ze względu na ogromne zasoby, mogą sobie pozwolić na takie eksperymenty, jak stworzenie gry o niepopularnym modelu rozgrywki. Nad tą kwestią można się zastanowić przy innej okazji, przecież  nie o westernach miało być.

W świecie gier od czasu do czasu znajdzie się taki diamencik (trochę nieoszlifowany), w przypadku którego twórcy konsekwentnie realizują swoją autorską wizję  –  takim tytułem jest Kingdom Come Deliverance! Epicka przygoda, która na  początku może odrzucić modelem rozgrywki nawet najwytrwalszych graczy, ale kiedy już zaskoczy…  To z miejsca staje się najpiękniejszą podróżą Twojego życia!

Kingdom Come Deliverance, widoki, łąki w grach
Wsi spokojna, wsi wesoła! Jeden z krajobrazów, których będziemy mijać bez liku…

Epicka przygoda bez elfa, krasnoluda, tylko z człowiekiem?

Zanim zagłębię się w poszczególne mechaniki, choć chwilę trzeba poświęcić na ogóły. Kingdom Come Deliverance  jest grą RPG, rozgrywającą się w XV-wiecznych Czechach. Tym, co ją wyróżnia na tle swojego gatunku jest ogromne przywiązanie twórców do realizmu. Nie uświadczymy tu smoków, czarodziejów, czy też wielkich, majestatycznych budowli, unoszących się w powietrzu, lecz coś bardziej przyziemnego. Na porządku dziennym nasz bohater będzie mijał wsie pełne drewnianych domków, obór, a nawet lepianek. W miastach będzie napotykać ludzi, którzy zajmują się swoimi sprawami  –  przekupki stoją przy bazarku i sprzedają kapustę, pomocnik kowala kręci się przy brusie, a piekarz wypieka chleb. Po prostu: swojskość, zwyczajność i sielanka. To w kwestii świata przedstawionego, ale realizm jest też mocno zakorzeniony w rozgrywkę. Postać musi jeść, spać, a także uczyć się nowych umiejętności, aby się rozwijać.

Takie podejście do świata rzuca nowe światło na wiele elementów gry RPG, a to coś, co w tej skali dotychczas było niespotykane. Jak ciekawie zaprojektować rozwój postaci, która w założeniu jest zwykłym człowiekiem? Jak stworzyć angażujące zadania, które są odzwierciedleniem bardzo zwykłych zajęć i codziennych obowiązków? Jak zachęcić gracza do eksplorowania świata, który wypełniony jest łąkami, lasami i małymi wioseczkami? Jak w takim świecie stworzyć epicką przygodę? Twórcy gry Kingdom Come Deliverance udowodnili, że takie RPG-i są nie tylko możliwe, ale mogą być również dla graczy fascynującą przygodą!

Kingdom Come Deliverance, inwentarz Henryka,
A oto nasz skromny bohater Henryk i okno inwentarza, podzielone na dwa wyraźne segmenty. Po lewej dobieramy ekwipunek i wybieramy przedmioty, po prawej widzimy jak zmieniają się nasze statystyki oraz jak wyglądamy.

Pachołkiem być!

Dlaczego tak ważnym jest, aby zacząć od zera? Bo możemy naszą postać dowolnie kształtować. Rozwijać jej statystyki, dobierać perki, które najbardziej nam odpowiadają, kształtować swój styl rozgrywki. Takim pustym naczyniem jest nasz główny bohater –  Henryk. Syn kowala z niewielkiej Skalicy, który na początku fabuły jawi się jako absolutna ciamajda. To niestety sprawiło, że wiele osób już na samym początku odbiło się od gry. Po co mielibyśmy grać tak nijaką postacią? Jest to jednak przemyślana część mechanik rozgrywki, jak i jej narracji, warto więc dać jej szansę.

Henryk z prologu i Henryk z końca gry, to zupełnie różne postacie. Ten dynamizm przewija się przez całą rozgrywkę. Bohater staje się coraz bardziej pewny siebie, a jednocześnie potrafi więcej –  lepiej walczy, otwiera zamki czy skrada się niczym cień. Dotarcie do tego momentu wcale nie jest  takie proste i tu jest głównym problem, który sprawie, że gra potrafi być nieprzyjazna dla masowego odbiorcy.

Dotarcie do czystej przyjemności z rozgrywki okupione jest cierpieniem, błędami i licznymi próbami, ale jak już przez to przejdziemy albo zaczniemy czerpać przyjemność z samej „drogi” i uczenia się, to poczucie radości z gry znacząco wzrasta. Żeby stać się w tej fabule kimś, najpierw trzeba sobie naprawdę wiele razy wiejski ryj rozwalić. Przy tym nasza postać stale się uczy. Każdy złamany wytrych to kilka punktów umiejętności, które z czasem przekujemy w pewniejszą rękę i większą wytrzymałość wytrycha. Każda przegrana bójka na słowa również przekłada się na wzrost naszych umiejętności retorycznych, które w późniejszym etapie pozwolą na unikanie pojedynków, a nawet skracanie zadań – poprzez sztukę perswazji.

Im dalej w grze jesteśmy, tym więcej przyjemności z niej czerpiemy, bo mechaniki, które na początku wydawały się toporne, nagle stają się jakieś takie łatwe i satysfakcjonujące. Najlepszym przykładem takiego poczucia były dla mnie polowania i strzelanie z łuku. Jako że ręka Henrykowi się trzęsie, jakby nagle postanowił zostać abstynentem po latach picia, to trudno jest ustrzelić nawet jelenia, a co dopiero zająca. Nie pomaga też brak celownika (niektórzy gracze próbowali radzić sobie z tym np. rysując kropkę na środku ekranu bądź oklejając środek telewizora taśmą). Z czasem jesteśmy jednak w tym coraz lepsi. Ręka się nie chwieje, wiemy jak unieść łuk, aby trafić w cel i nagle ustrzelenie tego zająca zaczyna sprawiać frajdę, jakiej próżno szukać w jakiejkolwiek inne produkcji. Poczucie, że sami doszliśmy do perfekcji staje się w tej grze silnym motorem napędowym, aby rozwijać naszą postać –  czy to w strzelaniu z łuku, czy to w walce mieczem, a nawet  w… piciu?

Kingdom Come Deliverance, polowanie, dziki, zające
Łucznictwo to jedna z tych umiejętności, których nauczenie się daje najwięcej satysfakcji!

Henryk renesansu

Niezwykłe jest to, jak wiele umiejętności do rozwijania upchnęli twórcy w grze, w której nie ma ni krzty magii czy gigantycznych toporów (większych od głównego bohatera!). System rozwoju postaci jest bardzo bogaty. A co najważniejsze ugruntowany w świecie przedstawionym. Oprócz podstaw, takich jak: wytrzymałość, obrona, walka mieczem, jazda konna itp. mamy retorykę, umiejętność picia, tresowania psów, konserwacji zbroi, zielarstwa, alchemii, czy nawet czytania! A każda z umiejętności to nie tylko pasek, który się z czasem coraz bardziej zapełnia. Po przekroczeniu pewnych progów rozwoju danej umiejętności dostajemy w jej obrębie punkt, który możemy wykorzystać na perki przynoszące realne korzyści. 

W ten sposób dzięki rozwojowi walki mieczem uczymy się nowych technik machania orężem. Ulepszając alchemię, możemy popełnić więcej błędów przy warzeniu mikstury, a dobry zielarz, mając odpowiednią ilość ziół w torebce, dostaje dodatkowe punkty do charyzmy bądź jest w stanie sprzedawać swoje zbiory po większej cenie. Takich małych umiejętności jest tutaj zatrzęsienie, nie wspominając już o tym, że niektóre są ukryte przed graczem, co jeszcze bardziej zachęca do wykonywania aktywności przygotowanych przez twórców, bo zawsze możemy coś nowego odkryć.

Na  przykład częste zbieranie pokrzyw skutkuje odblokowaniem perka, który zwiększa  na stałe wytrzymałość o kilka punktów. Pomysłowe i ściśle wplecione w świat, przez co wzmaga immersję i poczucie spójności. Coś cudownego! W pewnym sensie przypomina mi to słynnego Gothica, gdzie eksploracja świata była ściśle związana z umiejętnościami naszego bohatera. Szkoląc się w walce Bezimienny był w stanie pokonywać silniejszych przeciwników i dzięki temu posuwać dalej swą historię, a my sami mieliśmy poczucie naturalnego rozwoju i progresu. Prawdziwe: od zera do bohatera.

Kingdom Come Deliverance, charyzma, retoryka, zbroja
Będąc brudnym i mając na sobie pełną zbroją stracimy kilka punktów charyzmy, ale wzrośnie nasz współczynnik zastraszenia!

I Dywizja Pancernych Henryków ze Skalicy

W przypadku Kingdom Come Deliverance fascynuje mnie kompletnie inne podejście do różnorodności przeciwników niż w przypadku większości gier RPG osadzonych w fantastycznych światach. W takim Wiedźminie wręcz trzeba zarzucać gracza nowymi typami przeciwników, bo inaczej gra zaczyna nudzić. Współczesne odsłony serii God of War obrywają w recenzjach za małą liczbę przeciwników, a od gier „soulsowych” oczekujemy ciągłej dostawy wielkich maszkar do pokonania. Jak poradzić sobie z tym problemem w grze, w której nie wymyślimy dziesiątek takich pokrak i potworów?

Różnorodność przeciwników w Kingdom Come Deliverance ogranicza się do ilości blachy, w którą zakuci są nasi przeciwnicy. Nie wzbudza to jednak poczucia nudy, choćby ze względu na stopień skomplikowania walki. Gracz nie musi być co chwila zarzucany nowym typem przeciwnika, aby twórcy musieli ratować poczucie progresji. Tutaj każda walka jest epickim pojedynkiem na śmierć i życie!

Rycerski pojedynek może potrwać bardzo długo, a w jego trakcie trzeba  uważać na przeciwników, którzy zachodzą nas od boku. Nie wolno nam również opuszczać gardy, jak i spuszczać wzroku z przeciwnika (ważne jest obserwowanie, z której strony zaatakuje wróg), aby skutecznie uderzyć (najlepiej tam, gdzie pancerza jest najmniej). Wybór buzdyganu jako naszej głównej broni znacznie ułatwia walkę, bo jest dobry na opancerzonych przeciwników, ale to walki mieczem są najbardziej ekscytujące. I to od naszego przygotowania do potyczki zależy czy będziemy w stanie przeżyć. Warto na początku poćwiczyć u Kapitana Bernarda, który kręci się pod Ratajami – największym miastem w grze.

Po kilku takich „oklepach” odblokujemy nowe ruchy, czyli możliwość parowania i blokowania. Nie można zapomnieć też o ubiorze, bowiem wpływa on na wynik bitwy. Oczywiście musimy założyć ciężką zbroją i najlepiej szczelny hełm (aby nie dostać końcówką ostrza po zębach), co gwarantuje nam lepszą wytrzymałość. Wtedy naprawdę  sporo ciosów musimy zebrać, aby wróg rozłożył Henryka na łopatki. Oczywiście nie mamy tego wszystkiego podanego na tacy, musimy na to zapracować. Twórcy gry zadbali o wiele możliwości, w których gracz sam decyduje: Czy zostanie złodziejem i ukradnie zbroję? A może wybierze ścieżkę grabieżcy i zadowoli się orężem znalezionego przypadkiem martwego rycerza? Albo spróbuje skrytobójstwa? Dla pacyfistów jest opcja zwykłego zarobku i kupna zbroi u płatnerza, ta niestety jest czasochłonna i droga, lecz sposobów na zarobek w Kingdom Come Deliverance na szczęście nie brakuje. Krótko mówiąc – da się.

Dostać zbroję możemy też biorąc udział w ratajskim turnieju, ale na początku jest on raczej trudny do wygrania. Produkcja oferuje dużą dowolność w realizowaniu nawet  tak prostej rzeczy jak poszukiwanie zbroi. Twórcy nie musieli tworzyć oddzielnego questa pt. „znajdź zbroję”, ponieważ fabuła naturalnie daje graczowi do zrozumienia, że bez niej daleko nie zajdzie. Nic tu nie jest podsuwane nam pod nos.

Dostosowanie ubioru naszego bohatera nie dotyczy tylko walki, ale przekłada się też na inne strefy rozgrywki. Jeżeli chcemy coś osiągnąć za pomocą retoryki, to warto najpierw ładnie się ubrać i umyć, czy to w wiadrze z wodą, czy odwiedzając łaźnie. Każdy strój ma wpływ na nasze parametry. Chociażby charyzmę, retorykę, a nawet widoczność i hałas (warto ubrać czarne i bezszelestne ubrania do skradania). W drugą stronę –  jeżeli nie przebierzemy się po bitce i podejdziemy do zadania w ciężkiej zbroi utytłanej krwią, to zwiększy się nasz współczynnik zastraszania.

Kingdom Come Deliverance, walka z kilkoma przeciwnikami, walka rycerska,
Najbardziej wymagająca jest walka z wieloma przeciwnikami jednocześnie. Wtedy najlepiej wziąć nogi za pas!

Dobra, dużo tych mechanik, ale co można z nimi robić w świecie? Ano wszystko! Twórcom zdecydowanie zależało, aby gracz miał powód do rozwijania każdej z umiejętności. Abstrahując od takich oczywistości jak walka czy retoryka, zastosowano w grze konieczność jej zapisywania poprzez tzw. „zbawienne sznapsy”, czyli drinki, które służą zapisowi rozgrywki. Sznapsy możemy znaleźć (rzadko) bądź kupić (za duże pieniądze). Najlepszą metodą jest samodzielne uwarzenie eliksiru. Do tego potrzebujemy przepisu, odpowiednich składników oraz oczywiście stołu alchemicznego (swoją drogą wykonywanie eliksirów w tej grze to prawdziwy majstersztyk, ale żeby nie przedłużać z bólem serca pominę dokładne opisywanie tej mechaniki).

W ten sposób jesteśmy poniekąd zmuszeni, aby rozwijać alchemiczne zdolności Henryka, ale też i zielarskie, bo musimy zebrać składniki. Z kolei do poznania nowych receptur trzeba nauczyć się czytać! Na pierwszy rzut oka niezbyt oczywista siatka wzajemnych powiązań i zależności pomiędzy umiejętnościami świadczy o bardzo dobrze przemyślanej mechanice, ale też sprawia prawdziwą frajdę z rozgrywki!  

Szczególnie, że jak wspomniałem wcześniej, ich rozwój nagradzany jest bardzo przydatnymi perkami (np. po pewnym czasie warzymy aż trzy sznapsy za jednym zamachem). Jedynymi umiejętnościami, których używałem zbyt rzadko są: psiarz i konserwacja, które nie mają aż tak dużego znaczenia dla rozgrywki, a szkoda. Konserwacja potrafi być przydatna, bo zwiększa statystyki naprawianego przez nas oręża czy zbroi, ale korzystałem z tej opcji na tyle rzadko, że praktycznie nie miałem okazji ulepszać tej zdolność. Szybsze było po prostu zapłacenie za naprawę sprzętu odpowiedniemu rzemieślnikowi. Z kolei wydawanie komend Orzechowi (tak wabi się nasz pies) było jednak zbyt toporne. Pies zbyt często wdawał się w walki, które chciałem ominąć i alarmował wrogów. Rozwijanie tej umiejętności pozwala nauczyć go nowych komend, jak chociażby szukania pobliskich skarbów, co potrafi być przydatne, jednak gra niespecjalnie wymusza korzystanie z pomocy psa, tak jak to robi z innymi mechanikami (jak chociażby w przypadku wspomnianego wyżej sznapsa).

Kingdom Come Deliverance, grabieżca
Rozkopywanie grobów w poszukiwaniu skarbów? Można.

Jeśli chodzi o aktywności w świecie gry, to mamy: turnieje rycerskie, zawody w strzelaniu z łuku, mini grę w kości, różne punkty na mapie, które możemy odkrywać (interesujące miejsca, groby ze skarbami, jaskinie) oraz ogromną ilość zadań pobocznych. I o nich warto wspomnieć dodatkowym zdaniem. Zaskoczony byłem tym, jak ciekawe i angażujące potrafią być zadania poboczne. Zwykle przedstawiają bogate i wielowątkowe historie, jak choćby pamiętne zadanie z szarlatanem z Sazawy, dla którego zbieramy fałszywe artefakty (np. ząb świętego Prokopa z Sazawy, a tak się składa, że pewnego Prokopa z Sazawy boli ząb… przecież nikt nie będzie dociekał, o którego  Prokopa chodziło!) Innym przykładem jest też sabat czarownic w lesie nieopodal Użyc, który kończy się szatańską imprezą przy ognisku. Nie można zapomnieć też o jednym z najsłynniejszych zadań, czyli popijawie z ojcem Bogutą.

W tych zadaniach ujawnia się też inna, bardzo ważna cecha gry. Mianowicie potrafi ona sprawnie balansować między epicką historią o zemście a humorystycznymi przygodami Henryka. Dzięki temu nie mamy poczucia nadęcia historii, mimo prostego tropu zemsty, wokół którego opiera się główna oś narracji. Oprócz walki z bandytami i poszukiwaniem sprawiedliwości, mamy tu czas na dużo przyjemniejsze i pełne humoru historie. Niemniej jednak w kontekście mechanik gra nas nie oszczędza i stawia na swoim. Nie ma tu miejsca na typowe questy, w których np. umierający człowiek zleca nam zdobycie leku, a my idziemy wykonywać dalej misje główne, ubijamy jakieś smoki, ratujemy wioski, stajemy się bohaterem i nagle nam się przypomina, że 200 godzin temu ktoś tam umierał… Zatem postanawiamy wykonać zadanie, przygotować lek i zanieść pogrążonemu w malignie pacjentowi. Ten cieszy się niezmiernie, bierze lek i gra toczy się dalej, jak gdyby nigdy nic. Nie tutaj.

Kingdom Come Deliverance  jeśli ktoś umiera i nie dotrzemy do niego na czas, to misji po prostu nie wykonamy. W pewnym momencie gry możemy pomóc uchodźcom ze spalonej Skalicy, ale nie musimy tego robić. Nie miałem ochoty tego wykonywać i jakież było moje zdziwienie, kiedy wróciłem do nich pod koniec gry, a właściwie do tego, co z nich pozostało… To całkowicie zmienia podejście do rozgrywki, w której podobnie jak w życiu najlepszym czasem do działania jest „tu i teraz”.

Kingdom Come Deliverance, odpoczynek, rycerz, gra online,
Moje ulubione miejsce noclegowe pod Ratajami. Przytulny namiot, ciepły posiłek, a i strażnik się znalazł!

Zamki, łąki i Bóg Wszechmogący, czyli Czechy klimatem stoją

Tym, co najbardziej moim zdaniem udało się zrealizować w Kingdom Come Deliverance  jest oddanie klimatu średniowiecznych Czech. Ten aspekt gry najtrudniej mi opisać, ponieważ jest to poczucie najbardziej subiektywne. Te klimaty trzeba po prostu lubić. Niemniej jednak jest kilka elementów, które wpływają na to poczucie, a zostały zrealizowane z niesamowitym kunsztem i da się chociaż pobieżnie o nich opowiedzieć. Pierwszym takim elementem jest oczywiście muzyka. Skomponowana przez Jana Valtę ścieżka dźwiękowa cudownie oddaje klimat średniowiecznej prowincji. Przy pomocy dźwięku szwendanie się po miastach i lasach  staje się bardzo emocjonalnym przeżyciem. Muzyka jest spójna ze światem przedstawionym i bardzo wiarygodna. W karczmie podrygują skoczne rytmy, zwiedzając prowincję staje się przyjemna i łagodna, a podczas walki pompuje adrenalinę do krwi. Kompozytor starał się oddać historyczną dokładność, poprzez wykorzystywanie instrumentów z epoki. Obecne są też wszechobecne chóry w postaci śpiewów gregoriańskich, które usłyszymy szczególnie w kościołach i w klasztorze. Nadaje to grze podniosłego, mistycznego charakteru oraz autentyczności.

W ogóle konstrukcja świata oparta na mocno zakorzenionym chrześcijaństwie również jest ważnym elementem, budującym klimat. Spotykamy się z tym na każdym kroku  –  mijamy krzyże pokutne i kapliczki przy drogach. Również postacie w swoich wypowiedziach często odnoszą się do Boga i motywów religijnych, modlą się i są bardzo bogobojni, a do tego wspomniane powyżej chorały. Cały świat jest zakorzeniony w religii, co również ma niebagatelne znaczenie dla ogólnego poczucia jego immersyjności, tego „bycia w świecie”. Postacie żegnają nas słowami: „God be with you” albo powołują się na Boga w swoich wypowiedziach. Sam Henryk niejednokrotnie przeżegna się w trakcie wypowiedzi, jeśli usłyszy na przykład o bluźnierczym sabacie czarownic lub o zgromadzeniu heretyków. Ba! W pewnym momencie przygody wybierzemy się na pokutną pielgrzymkę!

Kingdom Come Deliverance, religijność w KCD,
Religijność średniowiecznych Czech to ważny element świata przedstawionego.

To co mnie ujęło w kontekście poczucia klimatu, to piękna, realistyczna natura, pewnego rodzaju swojskość i ogromne przestrzenie, które przemierzamy, a które są niezwykle proste w swej istocie. Wędrując po średniowiecznych Czechach widzimy głównie łąki i lasy, dlatego też te elementy musiały być skonstruowane naprawdę porządnie. Pomógł w tym dobór odpowiedniego silnika, czyli CryEngine, który napędzał między innymi słynnego z pięknej grafiki i gęstej dżungli Crysisa. Tak samo w Kingdom Come Deliverance  roślinność urzeka swoim pięknem i bogactwem. Jak w prawdziwym życiu zwykły las nie jest jednolitą masą, a pięknym chaosem –  tu leży złamane drzewo, tam jakaś kłoda obrośnięta mchem, czasem znajdziemy jakąś opuszczoną, zawaloną chatkę. Samo chodzenie po lasach potrafi być relaksujące. Piękne są również krajobrazy przy wschodzącym słońcu poranka! Nieraz warto się zatrzymać i po prostu chłonąć wiejski klimat, wylewający się z ekranu.

Oczywiście w grze mamy też wsie, miasta i zamki. Te oddano z wielką dbałością o detale. Wszystkie miejscowości, które odwiedzimy w grze, poza nią istniały naprawdę lub wciąż istnieją. Nieprawdopodobnym jest, jak dużą uwagę twórcy poświęcili na dokładne i realistyczne odwzorowanie lokacji (zgodnie z rzeczywistością). Zgadza się rzeźba terenu czy układ dróg. Kiedy sam byłem w Czechach, aby odwiedzić miejsca z gry, miałem wrażenie, że wiem, gdzie mam iść, a wszystko wydaje się bardzo znajome.

Kingdom Come Deliverance,, rzeki, woda, krajobrazy czeskie w grach
Piękne warownie i okoliczne wioski, to obok pięknej przyrody główne atrakcje Czech.

Dokładność przedstawienia tyczy się też postaci, które spotkamy w grze. Ich codzienność została zaprojektowana zgodnie ze średniowiecznymi realiami. Wchodząc do pracowni płatnerza ujrzymy kilka postaci – mistrza płatnerstwa, strażnika i ucznia, który pracuje gdzieś w kącie. Piekarz wypieka chleb, kowal wykuwa miecze i zbroje. Po prostu zajmują się swoimi sprawami, zgodnie z realiami. W każdym sklepie oprócz sprzedawcy znajdzie się strażnik, a dodatkowo w środku lub gdzieś w obejściu znajdziemy rzeźnika czy krawca, którzy wykonują swoją pracę.

Kingdom Come Deliverance, zbroja
Typowy dzień u płatnerza. Strażnik stróżuje, pracownik pracuje, a mistrz dogląda.

Ogromny wpływ na odczuwanie klimatu ma też powolne tempo rozgrywki. Dzięki niemu jesteśmy w stanie skoncentrować się na szczegółach, przypatrzeć się rutynie postaci niezależnych, dojrzeć cudowną przyrodę i wsłuchać się w kojące dźwięki. Wszystko co wymieniłem – historyczność gry, piękna natura, muzyka i przewodni motyw religii unoszący się nad tym wszystkim i budują niepowtarzalny klimat, o który bardzo trudno  w innych grach (jedyną produkcją, w której miałem podobne odczucia był Red Dead Redemption II). Wtedy nie potrzebujemy już wodotrysków w postaci magicznych krain, które mogłyby nas zafascynować swoją epickością. Tu mamy po prostu łąkę, ale taką łąkę, że aż chciałoby się na niej usiąść i podłubać w trawie lub uciąć sobie drzemkę.

Kingdom Come Deliverance, woda, widoki w Czechach, gry czeskie,
Widoki potrafią zapierać dech w piersiach.

Tyle jest jeszcze do powiedzenia…

Mógłbym tak jeszcze pisać i pisać, bo gra zdecydowanie skradła moje serce. Do omówienia zostało kilka kwestii, jak choćby wady gry (mimo powyższej laurki), których tytuł posiada wiele (na przykład frustrujący system osiągnięć, który wymaga co najmniej dwukrotnego przejścia produkcji, a nawet trzykrotnego!). Sporo można napisać jeszcze o zaletach trybu hardcore, który całkowicie zmienia podejście do rozgrywki. Kusiło mnie również, aby napisać kilka słów o oczekiwaniach względem drugiej części (która pojawić ma się niedługo), a także o wszechobecnych exploitach wzbogacających zabawę dla obeznanych już z produkcją graczy. Pominąłem kwestię fabuły oraz dodatków… A raczej odroczyłem to wszystko w czasie, przygotowując na ten temat oddzielny artykuł.

Zachęcam jednak już teraz do wejścia w świat średniowiecznych Czech z produkcją Kingdom Come Deliverance. Nawet jeśli początkowo wydaje nam się ona zbyt trudna lub odpychająca, to warto poświęcić jej trochę czasu, a gra odpłaci nam za ten trud z nawiązką.

Kingdom Come Deliverance, rzeka, jezioro, czeski raj,
Z podobnymi widokami spotkałem się podczas wypadu na kajaki.
Wojciech Lemański, archiwista Fundacji Wielki Człowiek

Wojciech Lemański – Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Współpracował przy pisaniu tekstów z dwutygodnikiem „ArtPapier” oraz półrocznikiem „Postscriptum Polonistycze”. Pracował przy organizacji festiwalu „Na pograniczu kultur” w Białymstoku. Pasjonat gór, historii polskiego himalaizmu oraz gier video. Od 2020 r. współpracuje z Fundacją Wielki Człowiek w zakresie badania oraz realizacji procesów archiwistycznych związanych ze spuścizną Jerzego Kukuczki. Jest również współorganizatorem wielu inicjatyw kulturalnych.

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry