Miasto tysiąca twarzy – kilka słów o tym jak wydaliśmy książkę

Zapowiedź zbioru opowiadań



Narzekanie i szukanie powodów, by pozostać biernym – to niestety diagnoza, którą stawiam wielu moim znajomym. „Nam pisać nie kazano!”, jak głosił tytuł jednego z moich felietonów, wyśmiewający postawę znajomych ze studiów. Skoro nie kazano, to po co to robić? Wszak adepci specjalności dziennikarskiej (ale też innych kierunków) warsztat zdobędą dzięki wiedzy teoretycznej. Sami nie zatroszczą się o własną praktykę, bo po co? Skoro nie ma przymusu, nie ma też chęci. A winą obarczą akademię, system i każdego, kto się napatoczy przy wyliczaniu… Sprzątaczka pewnie też jest winna, bo za głośno zamiatała przestrzeń cztery piętra niżej… Nam (ekipa „Outro – wychodzimy poza schemat”) też nie kazano, a jednak po dwóch latach „Miasto tysiąca twarzy” ukazało się!

Dwa lata temu, podczas jednego z kolegium redakcyjnych, kolega zapytał przy okazji pracy nad Wydaniem Specjalnym o możliwość publikacji własnej twórczości artystycznej na łamach magazynu „Outro – wychodzimy poza schemat”. Mimo, iż schematów się nie trzymamy, to jednak uznaliśmy zgodnie, że działalność artystyczna nie jest naszym poletkiem… I sprawa mogłaby się zakończyć. Nie publikujemy tekstów artystycznych, bo… tutaj miejsce na listę argumentów. Znaleźliśmy powód „dlaczego nie”, ale jaki jest sposób, by „nie” zmieniło się w „tak”? Szybkie rozeznanie, ile osób ma własną twórczość artystyczną i chciałoby ją opublikować? Zgłosiło się kilku poetów i prozaików. Skoro jest z czego wybierać, to czemu nie wydać książki? Optymistycznie nastawienie kolegium i pierwszy problem: czy ktoś z nas ma pojęcie o tym, jak wydaje się książki? Nie.

Mimo wszystko, postanowiliśmy nie odpuszczać. Spotkaliśmy się jeszcze raz, aby wybrać i obgadać temat przewodni, a także formę książki. Po burzliwej dyskusji w gronie redakcyjnym wyłoniliśmy hasło: „miasto”. Poprosiliśmy o przygotowanie tekstów, a w międzyczasie przygotowaliśmy dla naszych czytelników konkurs na opowiadanie, które mogłoby znaleźć się w redakcyjnym tomie. Po sczytaniu nadesłanych tekstów wyłoniliśmy osiem, które finalnie trafiły do zbioru opowiadań. Mamy teksty, nie mamy pieniędzy i pojęcia o tym, jak się wydaje książki. Z pomocą nie przyszedł nam wujek Google, ani ciocia Wikipedia… a kolejne kolegium. Tekst musi przejść korektę (koszty), musi być złożony (koszty), książka musi mieć okładkę (koszty), zostać wydrukowana (koszty). Możliwość realizacji projektu? Zero.

Sytuacja pozornie tragiczna, wszak tworzyliśmy grupę ludzi związanych z ogólnopolskim tygodnikiem internetowym. Publikowane przez nas na łamach „Outro – wychodzimy poza schemat” teksty były poddawane korekcie i składowi, więc… No właśnie, nie do końca… Sprawa korekty była od początku oczywista, wszak mieliśmy cały dział, który prężnie działał… Udało nam się powołać grupę około dziesięciu osób, które czuwały nad tymi kwestiami. Co ze składem? Tu pojawił się problem. Nasza gazeta była składana na platformie internetowej, stworzonej przez Fundacje Nowe Media dla celów czasopism internetowych. W dodatku w odsłonie z 2014 roku była dość mocno ograniczona. Nie było innego wyjścia, jak naprędce doedukować się z zakresu składu i przygotowania tekstu oraz grafiki do druku.

I tak małymi kroczkami, nabywając nowe umiejętności oraz ucząc się od siebie nawzajem, doprowadziliśmy projekt do końca. Nie obyłoby się bez pomocy ludzi z zewnątrz i ich życzliwości, a także rad. Zbiór opowiadań został wzbogacony o ilustracje Klaudii Kępskiej, wskazówek dotyczących składu udzielił Cezary K. Kęder, a pomocą przy finalizacji (tj. wydruku) służyło Stowarzyszenie Absurdalny Kabaret.

„Nam pisać nie kazano!” – i dobrze, bo mogliśmy to zrobić na własnych zasadach!

Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry