Henry David Thoreau

Cytaty: Henry David Thoreau

Dlaczego mamy z takim pośpiechem pędzić ku sukcesowi? Czy podejmować takie rozpaczliwe przedsięwzięcia? Jeżeli człowiek nie dotrzymuje kroku swoim towarzyszom, może dzieje się tak dlatego, że słyszy dźwięki wybijane przez innego dobosza? Przeto niechaj kroczy w rytm jego bębna, choćby najbardziej miarowy czy daleki. Rzecz nie polega na tym, aby dojrzewać tak szybko jak jabłoń czy dąb. Czy człowiek ma zamienić swoją wiosnę w lato? Jeżeli porządek rzeczy nie dorównuje jeszcze kondycji, dla której nas stworzono, jaką rzeczywistością możemy go zastąpić? Nie będziemy rozbitkami próżnej i bezowocnej rzeczywistości. Czy mamy zadać sobie trud i wznieść nad sobą niebo z lazurowego szkła, jeśli wiadomo, że skoro to uczynimy, nadal będziemy wypatrywać prawdziwego eterycznego nieba daleko wyżej, jak gdyby tego szklanego wcale nie było?

Każdy człowiek za każdym przebudzeniem ze snu albo wyrwaniem z pochłaniających go rozważań musi się od nowa uczyć odczytywać skalę busoli. Dopiero gdy zabłądzimy, czyli innymi słowy, zgubiwszy drogę, zgubimy się na tym świecie, zaczynamy naprawdę odnajdywać siebie i zdawać sobie sprawę z naszego położenia i z nieskończonej liczby naszych związków.

Dokądkolwiek atoli człowiek się uda, ludzie będą ścigać go i obłapiać swoimi brudnymi instytucjami i jeśli zdołają, zmuszą go, aby stał się człowiekiem ich desperackiego towarzystwa totumfackich.

O domu […], w którym gość składający wizytę obdarowywany jest wolnością poruszania się, a nie zostaje ostrożnie wyłączony z siedmiu ósmych domu, zamknięty w konkretnej celi przy jednoczesnych zachętach, aby się w niej rozgościł – w tym miejscu odosobnienia. W dzisiejszych czasach gospodarz nie dopuszcza nas do swojego ogniska, lecz najmuje murarza, aby ten zbudował dla nas osobne palenisko gdzieś na uboczu, albowiem gościnność stała się sztuką trzymania gości na największy dystans.

Z niecierpliwością chcemy poznać wszystko i nauczyć się wszelkich sekretów, a zarazem wymagamy, aby wszystko było tajemnicze i nieznane, aby ląd i morze pozostały nieskończenie dzikie, nie zbadane i nie zgłębione, albowiem są bezkresne. Nigdy nie nasycimy się Naturą. Musimy odświeżać się widokiem niewyczerpanej żywotności, ogromnych, przepastnych przestrzeni, wybrzeża morskiego usianego wrakami, puszczy pełnej żywych i próchniejących drzew, chmury burzowej i deszczu, który lejąc przez trzy tygodnie, pluszcze w wezbranych potokach. Pragniemy zobaczyć, jak przekraczamy swoje własne granice i jak tam, gdzie nigdy nie docieramy, wypasa się swobodnie jakieś życie.

Ten, kto podróżuje przez prerię, jest naturalnie myśliwym, kto płynie górnym biegiem Missouri i Columbii – traperem, kto zaś łowi przy Wodospadzie Świętej Marii – rybakiem. Ten, kto jest tylko podróżnikiem, uczy się wszystkiego z drugiej ręki, i to połowicznie, a zatem kiepski z niego autorytet.

Pędzilibyśmy szczęśliwszy żywot, gdybyśmy zawsze żyli teraźniejszością i cieszyli się wszystkim, co nam się przydarza – tak jak trawa, która przyznaje, że wpływ na nią mają nawet najmniejsze kropelki rosy – gdybyśmy nie marnowali czasu na pokutę za nie wykorzystane w przeszłości okazje, co nazywamy naszym obowiązkiem. Marudzimy jeszcze pośród zimy, podczas gdy oto już wiosna.

Nie wiemy, gdzie pędzimy egzystencję. Nadto prawie połowę naszego czasu twardo przesypiamy. Mimo wszystko jednak uważamy siebie za ludzi mądrych i na zewnątrz trzymamy się ustalonego porządku. Zaiste głębocy z nas myśliciele i ambitne duchy!

Życie czy śmierć, łakniemy tylko rzeczywistości. Doprawdy, skoro istotnie umieramy, niech z naszych gardeł wyrwie się charkot, a członki niech ostygną; skoro zaś żyjemy, róbmy, co do nas należy.

Doświadczenie nauczyło mnie przynajmniej tego, że jeśli ktoś zmierza pewnie w wymarzonym przez siebie kierunku i stara się żyć zgodnie z tym, co sobie wyobraził, spotka go niepowszedni sukces. Niektóre sprawy zostawi za sobą, przekroczy niewidzialną granicę, a otoczą go i w nim samym powstaną nowe uniwersalne i bardziej liberalne prawa. Albo szersze kręgi zakreślą stare, które interpretować się będzie na jego korzyść i nada się im bardziej liberalny sens. Otrzyma tedy świadectwo istoty wyższej miary. Proporcjonalnie do coraz prostszego sposobu życia, prawa wszechświata okażą się mniej skomplikowane, a samotność nie będzie samotnością, bieda – biedą ani słabość – słabością. Jeżeli ktoś budował zamki na lodzie, praca jego nie musi iść na marne, albowiem mogą stanąć właśnie na lodowej tafli. Wszelako trzeba położyć pod nie fundamenty.

Powierzchnia ziemi jest miękka i wrażliwa na dotyk ludzkich stóp. Podobnie jak ścieżki, którymi wędruje umysł. Jakże zatem zniszczone i zakurzone muszą być światowe trakty, jakże głębokie koleiny tradycji i przystosowania! Nie pragnę przesiedzieć podróży w kabinie, wolę zająć miejsce przy maszcie, na pokładzie świata, stamtąd bowiem najlepiej widać księżyc pośród gór. Nie chcę teraz schodzić pod pokład.

Nie wszystkie książki są równie nudne jak ich czytelnicy. Istnieją prawdopodobnie takie słowa przemawiające wprost do ludzkiej kondycji, jakie – gdybyśmy naprawdę mogli je słyszeć i rozumieć – uznalibyśmy za bardziej zbawienne dla naszego życia aniżeli poranek czy wiosnę. Możliwe również, że ukazałyby nam w nowym świetle porządek rzeczy. Ilu ludzi wraz z przeczytaniem jakiejś książki rozpoczęło nową epokę w swoim życiu! Być może istnieje dzieło, które wyjaśni nam stare i objawi nowe cuda. Rzeczy obecnie niewyrażalne może znajdziemy już gdzieś wyrażone. Wszystkich bez wyjątku mądrych ludzi niepokoiły, zadziwiały i wprawiały w zakłopotanie te same co nas pytania, każdy odpowiadał, jak umiał, własnymi słowami i własnym życiem. Ponadto wraz z mądrością będzie nam przybywało tolerancji.

Natura podchodziła pod same parapety okien. Sięgał do nich młody zagajnik, do piwnicy wdzierały się dzikie sumaki i krzewy jeżyn, krzepkie sosny smołowe ocierały się o szalunek i skrzypiały, poszukując miejsca, wrastając korzeniami aż pod sam dom. Zamiast kubła na węgiel czy okiennicy zerwanej przez zawieruchę za domem leżała przeznaczona na opał sosna, która się złamała albo wyrwało ją z korzeniami. Zamiast brakującej ścieżki, która by prowadziła w Wielką Śnieżycę do furtki na podwórzu przed domem – nie było furtki, nie było podwórza – żadna inna ścieżka nie wiodła w cywilizowany świat!

[…] człowiek, który wędruje samotnie, może wyruszyć choćby dzisiaj, natomiast ten, kto podróżuje z towarzyszem, musi czekać, aż tamten będzie gotowy do drogi, co może długo potrwać.

Pytałem go, czy nigdy nie pragnął zapisać swoich myśli. Odparł, że czytał i pisał listy tym, którzy sami tego nie potrafią, aliści nigdy nie próbował zapisywać myśli – nie, nie umiałby tego, nie wiedziałby, od czego zacząć, to by go zabiło, a ponadto trzeba by jeszcze uważać na ortografię.

Ludzie wracają bojaźliwie wieczorem do domu z zaledwie sąsiedniego pola czy ulicy, gdzie straszą echa ich domostwa, toteż i życie ich marnieje, oddychają bowiem wciąż od nowa tym samym powietrzem; ich cienie rankiem i wieczorem sięgają dalej aniżeli kroki, które postawili w ciągu dnia. Do domu powinniśmy wracać z dalekich stron, po przeżyciu przygód i pokonaniu niebezpieczeństw, po zrobieniu codziennie nowych odkryć – powinniśmy wracać z nowymi doświadczeniami i właściwościami.

Sędziwy wiek nie bardziej się nadaje na instruktora niż młody, zyskał bowiem mniej, aniżeli stracił. Można chyba wątpić, czy najmądrzejszego człowieka życie nauczyło czegoś, co miałoby wartość absolutną. Na dobrą sprawę starzy nie mają do przekazania młodym żadnej naprawdę istotnej rady, albowiem ich własnemu doświadczeniu brakuje pełni, a życie ich to nieszczęsne fiasko, które, jak muszę wierzyć, ponieśli z powodów osobistych. Może jednak pozostaje im trochę wiary zadającej kłam owemu doświadczeniu, a ich młodość tylko się po prostu zestarzała. Żyję trzydzieści parę lat na tej planecie i jeszcze nie słyszałem sylaby, która by dała początek wartościowej radzie ludzi starszych. Nie przekazali mi nic istotnego i prawdopodobnie nie potrafią przekazać. Oto życie, eksperyment w wielkim stopniu przeze mnie nie dokonany, wszelako nie przynosi mi korzyści fakt, że oni go dokonali. Jeżeli doświadczę czegoś, co uznam za wartościowe, z pewnością przypomnę sobie, że nic na ten temat nie słyszałem od swoich mentorów.
Kiedy prowadzę prelekcje – a mam spore doświadczenie w tych sprawach – gdziekolwiek by to było, przyjmuję za rzecz z gruntu oczywistą, że moi słuchacze naprawdę chcą usłyszeć, co ja myślę na dany temat, gdybym nawet był największym głupcem w kraju, a nie, że oczekują tylko przyjemnych tematów albo takich, jakie by przypadły im do gustu. Toteż zawsze daję im możność poznania mnie. Posłali po mnie, zdecydowali się za mnie płacić, daję im więc siebie, chociaż może nudzę ich jak nikt przedtem.

Jeżeli człowiek codziennie spędza większość czasu, spacerując po lasach, albowiem je kocha, grozi mu niebezpieczeństwo, że uznają go za próżniaka, lecz jeżeli cały dzień jako spekulant wycina te lasy i przedwcześnie ogołaca ziemię, uchodzi za pracowitego i przedsiębiorczego obywatela. Jak gdyby zainteresowanie miasta lasami sprowadzało się tylko do ich wycinania.

Społeczeństwo nie dysponuje taką łapówką, na jaką mądry człowiek mógłby się połakomić. Nigdy się nie uzbiera tak wysokiej sumy pieniędzy, aby móc nająć człowieka, który nie wtrącałby się w cudze sprawy. Zdolny i wartościowy człowiek robi wszystko, co leży w jego możliwościach, bez względu na to, czy społeczeństwo płaci mu czy nie. Natomiast niekompetentni sprzedają swoją ignorancję temu, kto oferuje najwyższe stawki, i są przekonani, iż nigdy nie znajdą się bez pracy. Prawdopodobnie rzadko mają powód odczuwać rozczarowanie.

Sposoby, którymi większość ludzi zarabia na życie, a więc żyje, są tylko namiastką prawdziwego życia, jego skurczoną istotą – głównie z powodu ludzkiej niewiedzy, lecz po części także z braku dążenia do czegoś lepszego.

Ludzie przeważnie pytają tylko o takie rzeczy, jak: „Skąd idziesz?” lub: „Dokąd idziesz?”. Kiedyś jednak doleciało mnie pytanie mające większy związek z aktualną sytuacją. Zadał je jeden z moich słuchaczy drugiemu: „Po co on prowadzi ten wykład?”. Zachwiałem się na nogach.

Podobnie pusta i bezskuteczna jest zazwyczaj nasza codzienna rozmowa. Powierzchowność styka się z powierzchownością. Kiedy życie nasze przestaje być życiem wewnętrznym i prywatnym, rozmowa wykoślawia się do zwykłego plotkarstwa. Rzadko kiedy udaje nam się spotkać człowieka, który może przekazać nam nowiny niewyczytane w gazecie lub nieopowiedziane mu przez sąsiada, i przeważnie jedyna różnica między nami a naszym rozmówcą polega na tym że on miał w ręku gazetę albo był na proszonej herbatce, my zaś nie. Im bardziej ubożeje nasze życie wewnętrzne, z tym większym uporem i rozpaczą chodzimy na pocztę. Można mieć pewność, że biedaczyna powracający z największą liczbą listów, dumny ze swej rozległej korespondencji, od dłuższego już czasu nie miał od siebie samego żadnych nowin.

Zatem życie nasze nie jest jedynie zapominaniem, lecz także, niestety w dużym stopniu pamiętaniem tego, czego nigdy nie powinniśmy być świadomi, a zwłaszcza w chwili przebudzenia. Dlaczegóż nie mielibyśmy przestać się spotykać jako ludzie nękani niestrawnością i opowiadający o swych złych snach i czasami przychodzić na spotkania jako osoby, które nie mają kłopotów z trawieniem, aby pogratulować sobie cudownego, jak zawsze, poranka? Nie sądzę, bym miał przesadne wymagania.

Zainteresowany współpracą?

Wypełnij formularz kontaktowy

Przewijanie do góry