J. K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany – Harry Potter i przeklęte dziecko (recenzja książki)

Zbędny produkt marketingu



J. K. Rowling, Jack Thorne , John Tiffany, Harry Potter i przeklęte dziecko, Harry Potter sztuka teatralna
Okładka książki Harry Potter i przeklęte dziecko

Wydawca: Media Rodzinna
Autor: J. K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Tłumacz: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Tytuł: Harry Potter i przeklęte dziecko
Data wydania: 2016
Liczba stron: 368

Opis Harry Potter i przeklęte dziecko za LubimyCzytać:
Książka nagrodzona tytułem Książki Roku 2016 lubimyczytać.pl w kategorii Fantastyka młodzieżowa.
Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, a tym bardziej teraz, gdy jest przepracowanym urzędnikiem Ministerstwa Magii, mężem oraz ojcem trójki dzieci w wieku szkolnym.

Podczas gdy Harry zmaga się z natrętnie powracającymi widmami przeszłości, jego najmłodszy syn Albus musi zmierzyć się z rodzinnym dziedzictwem, które nigdy nie było jego własnym wyborem. Gdy przyszłość zaczyna złowróżbnie przypominać przeszłość, ojciec i syn muszą stawić czoło niewygodnej prawdzie: że ciemność nadchodzi czasem z zupełnie niespodziewanej strony.

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że Harry Potter zakończył swoje przygody na siódmej części pt. Insygnia śmierci, wybawiając świat czarodziejów. Mimo to, ucieszyłam się słysząc o kolejnym filmie, przedstawiający Hogwart 70 lat wcześniej – Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Cieszyłam się też słysząc o sztuce teatralnej, opisującej niejako „ciąg dalszy” rozdziału „19 lat później”, znanego z ostatniego tomu powieści. Trzymałam się z daleka od wielkiej premiery Przeklętego dziecka, sięgając po scenariusz owej sztuki, gdy szum wokół niej ustał. Czy było warto?

Bohaterowie, których tak dobrze znamy – Harry, Hermiona i Ron – wydają się sztuczni. Ich zachowanie, język – to nowa kreacja, która od samego początku będzie uwierać wiernych czytelników sagi. Ze względu na ograniczony czas i charakter przedsięwzięcia cierpi też fabuła. Spłycona, nie wyjaśniająca za wiele, a zawierająca wielu przechodnich bohaterów w tle.

Z ostatniej części przygód Pottera pióra J. K. Rowling dowiadujemy się, że młody czarodziej doczekał się potomstwa – Jamesa, Albusa oraz Lily. W scenariuszu wspomniana jest cała trójka. Głównym bohaterem historii jest Albus. Problem w tym, że na początku dość mocno akcentowana jest również postać Jamesa, która w toku wydarzeń ginie, by pod koniec powrócić w dialogu, ale już nie jako postać scenariusza. Dziwny to zabieg i dla mnie zupełne niezrozumiały. Wygląda na to, że i James miał mieć swoje pięć minut w sztuce, ale ostatecznie zabrakło dla niego miejsca.

Co z fabułą? Nie odbiega w żaden sposób od kreślonych przez wiele lat fanfiction, którymi fani dzielili się w czeluściach internetu. Wykorzystanie „zmieniacza czasu” – rekwizytu znanego z „Czary ognia” – to dość banalny zabieg, wzbudzający politowanie. Skakanie w czasie w celu odmienienia historii świata, a nawet chwilowe zmiany biegu wydarzeń, pokazujące alternatywne światy. Historie w pełni możliwe, gdyby ten „niepotrzebny” zginął podczas Turnieju Trójmagicznego . Wszystko w porządku, ale za dużo tego. Za dużo skakania. Dwa powroty do wspomnianego turnieju, niejako też dwa do 1981 – dnia śmierci rodziców Harry’ego. Za dużo czasowego zamieszania jak na tak krótki scenariusz. Oczywiście musi być jeszcze sprawca całego chaosu – tutaj mamy Delphi jako „przeklęte dziecko”. Niestety, jej historia nie jest nam znana. Pojawia się znikąd i napędza całą fabułę.

Tekst książki to głównie dialogi i niewielkie opisy scen. Zastanawia mnie tylko scena transmutacji – Potter przybywający z przyszłości zostaje transmutowany, aby udawać kogoś z tamtych czasów (bez spoilerów). I w tym momencie zorientowałam się, że nie mamy żadnych informacji co do ubioru bohaterów. Myślę, że ma to znaczenie dla tej kluczowej sceny, wszak chodziło o bycie nierozpoznanym…

Oczywiście ze scenariusza możemy czerpać „mądrości” podobne do tych serwowanych nam przez Rowling w całej sadze. Zatem po pierwsze – przyjaźń. Po drugie – nieważne jest „pochodzenie” człowieka, tylko jego charakter i serce. Po trzecie – nie można bawić się historią, każdy, nawet najmniejszy szczegół ma znaczenie. Po czwarte – zazdrość to dobra podstawa do zrodzenia się miłości. Po piąte – najważniejsze są rzeczy, do których mamy sentyment – serio kocyk jest ważniejszy od peleryny-niewidki? Peleryny, która jest prezentem od ojca Harry’ego, ofiarowanym przez Dumbledor’a, czyli osoby, którą młody czarodziej uznawał za przybranego ojca? Z kolei James (syn Harry’ego) w ogóle nie spostrzegł się, że brat gwizdnął mu pelerynę? Wymieniać można jeszcze długo, tak samo jak opisywać pozostałe postacie i związane z nimi nieścisłości…

Przeczytałam scenariusz „na spokojnie” i jeśli kiedykolwiek czułam potrzebę kupienia książki, choćby w celach kolekcjonerskich, to już mi przeszło. Uważam, że o wiele ciekawiej historie Pottera i jego przyjaciół poprowadzili niejednokrotnie fani sagi, co zresztą możecie sami sprawdzić, zaglądając na różne witryny. Nie uważam, że czas z książką był stracony (to tylko dwie godziny), ale też nie dał mi kompletnie nic. W żaden sposób nie zaskoczył, ale – jeśli wierzyć brytyjskim krytykom – spektakl wypadł wyśmienicie. Więc może w tym cały szkopuł? Brak „żywego ducha”?

Zaś w kategoriach niezbędności uważam, że książka jest absolutnie zbędna, można się obyć w życiu bez niej. Nox.



Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry