Friedrich Nietzsche

Cytaty:  Friedrich Nietzsche

Zawiedzionym przez filozofię. – Jeśli dotąd wierzyliście w najwyższą wartość życia i jeśli teraz widzicie, żeście się zawiedli, czyż zaraz trzeba go się pozbywać za najniższą cenę?

Oblubieńcy rzeczywistości. – Kto w końcu spostrzega, jak bardzo i jak długo był wodzony za nos, z gniewu rzuca się w objęcia nawet najbrzydszej rzeczywistości: tak, iż ogarniając całe świata koleje, przypadali jej najlepsi oblubieńcy, albowiem najlepsi byli zawsze oszukiwani najlepiej i najdłużej.

O czem wymagają milczenia. – Kiedy się mówi o wolnomyślności jako o nadzwyczaj niebezpiecznej wyprawie przez lodowce i morza lodowe, ci, co nie chcą pójść tą drogą, czują się tak obrażeni, jak gdyby wyrzucano im ich wahanie się i słabe nogi. Nie znosimy, żeby mówiono wobec nas o rzeczy trudnej, do której czujemy, żeśmy nie dorośli.

Za warsztatem tkackim. – Wobec nielicznych, którzy znajdują uciechę w rozwiązywaniu węzłów i rozsnuwaniu wątków, wielu pracuje w kierunku odwrotnym (na przykład wszyscy artyści i kobiety), żeby je coraz na nowo związywać i plątać, a tak żeby rzeczy zrozumiane przekształcać w nierozumiane, a jeśli można w niedające się zrozumieć. Co wreszcie na tem się kończy – że oczka i tkaniny zawsze muszą być cokolwiek zbrukane, ponieważ za wiele rąk pracuje nad niemi i ciągnie je do siebie.

W pustyni nauki. – Człowiekowi naukowemu w jego skromnych i mozolnych wędrówkach, które niestety dość często muszą być wędrówkami przez pustynię, ukazują się owe świetlne miraże, które nazywają się „systemami filozoficznymi”: z czarowną siłą złudzenia migają rozwiązaniem wszystkich zagadek i obiecują w pobliżu najświeższy napój prawdziwej wody życia; serce upaja się radością, a znużony dotyka niemal już wargami celu całej naukowej wytrwałości i trudu, tak że mimowolnie porywa się naprzód. To prawda, niektóre natury stają jak ogłuszone przed pięknem złudzeniem: pustynia pochłania je, dla nauki są umarłe. Inne znowu, które doświadczyły już nieraz owych pociech subiektywnych, doznają niezmiernego zniechęcenia i przeklinają słony smak, jaki owe zjawiska pozostawiają w ustach, i z którego powstaje wściekłe pragnienie – kiedy tymczasem ani o jeden krok nie zbliżamy się do żadnego źródła.

Wypierającemu się próżności. – Kto wypiera się próżności, posiada ją zwykle w formie tak brutalnej, że instynktownie zamyka na nią oczy, gdyż inaczej musiałby gardzić sobą.

Używanie i nieużywanie trucizn. – Jedyny argument rozstrzygający, który po wszystkie czasy powstrzymywałby ludzi od zażywania trucizny, nie polegał na tem, że trucizna zabija, lecz że ma smak nieprzyjemny.

Sumienie. – Wygodniej słuchać głosu sumienia niż rozumu, albowiem w każdem niepowodzeniu ma się uniewinnienie i otuchę. Oto, dlaczego tak wielu jeszcze jest ludzi sumiennych w porównywaniu z ilością rozumnych.

Różne środki przeciw zgorzknieniu. – Dla jednego temperamentu jest z pożytkiem, kiedy gniew swój może wylać w słowach: mowa czyni człowieka słodszym. Inny temperament dopiero wtedy, kiedy się wypowie, nabiera całej właściwej sobie goryczy: temu należy raczej doradzać, żeby coś ze swego gniewu strawił, przymus, jaki tego rodzaju ludzie nakładają sobie wobec nieprzyjaciół lub przełożonych, polepsza ich charakter i chroni, żeby się nie stali zbyt ostrzy i kwaśni.

Nie brać zbyt ciężko. – Odleżeć sobie ciało do ran nieprzyjemnie, ale nie jest jeszcze żadnym dowodem przeciw metodzie kuracyi, która nakazuje położyć się do łóżka. – Ludzie, którzy długą żyli życiem zewnętrznym i w końcu zwrócili się do filozoficznego życia wewnętrznego i samotniczego, wiedzą, że jest też rodzaj ran umysłu i uczucia od leżenia. Nie jest to więc żadnym argumentem przeciw trybowi  życia w zasadzie, lecz czyni koniecznymi małe wyjątki i pozorne powroty do dawnych nałogów.

Radować się wiele. – Kto wiele się raduje, musi być człowiekiem dobrym, ale być może nie jest najmądrzejszym, chociaż właśnie osiąga to, do czego najmądrzejszy całą swą siłą dąży.

Zawiść głośna i zawiść milcząca. – Zawiść zwyczajna zwykła gdakać, jak tylko kura, której zazdrości, zniesie jajo: to sprawia jej ulgę i sama staje się łagodniejszą. Istnieje jednak zawiść głębsza: ta milczy w takim wypadku jak grób i pragnie, żeby teraz wszystkie usta były zamurowane, a szaleje coraz bardziej, jeśli właśnie tak się nie dzieje. Zawiść milcząca wzrasta w milczeniu.

Gniew szpiegiem. – Gniew wyczerpuje duszę i obnaża ją do samego spodu. Dlatego, jeśli inaczej nie potrafimy rozświetlić stosunków wokół siebie, należy umieć doprowadzić do gniewu otoczenie, zwolenników i przeciwników, aby się wreszcie dowiedzieć, co w rzeczywistości przeciw nam się zwraca i co o nas myślą.

Jawna opozycya działa często pojednawczo. – W chwili kiedy ktoś jawnie daje poznać różnicę poglądów między sobą a sławnym wodzem partyjnym lub mistrzem, cały świat sądzi, że czyniąc tak, musi mieć urazę do przeciwnika. Lecz zdarza się, że właśnie w tej chwili ustępuje uraza, ponieważ poważył się samego siebie postawić obok niego i pozbył się męki, jaką sprawia niewypowiedziana zazdrość.

Swoje własne światło widzieć. – W pochmurnych stanach smutku, choroby, skruchy, miło nam wiedzieć, iż jednak dla innych świecimy jeszcze, i że wkoło nas spostrzegają jasny blask księżycowy. Na tej drodze pośredniej uczestniczymy w swej własnej zdolności oświecania.

Lękliwość. – Wszyscy moraliści są lękliwi, ponieważ wiedzą, że skoro ludzie zauważają ich skłonność, wezmą ich za szpiegów i zdrajców; następnie poczuwają się do bezsilności w działaniu, gdyż w chwili działania motywy czynu niemal zupełnie odciągają ich uwagę od samego dzieła.

Błąd najbardziej gorzki. – Obrazą nie do darowania jest to, kiedy się odkryje, że tam, gdzie byliśmy przekonani, iż nas kochają, uważano nas tylko za sprzęt domowy i upiększenie komnat, którymi pan domu zadowalał swą próżność wobec gości.

Pozwalać sobie. – Im bardziej kto sobie pozwala, tem mniej pozwalają mu inni.

Projektować. – Robienie projektów i postanowień przysparza wielu uczuć przyjemnych; i kto by miał siły w ciągu całego swego życia być tylko budowniczym projektów, byłby człowiekiem bardzo szczęśliwym, lecz kiedy niekiedy musiałby wypoczywać po tej działalności, w ten sposób, żeby plan wykonywał – i wtedy by przychodziły nań gniew i wytrzeźwienie.

Za pomocą czego widzimy ideał. – Każdy człowiek dzielny zagłębia się w swojej działalności i poza nią nic widzieć swobodnie nie może. I gdyby nie pewna doza niedoskonałości, dla swej cnoty nie byłby zdolny do żadnej duchowej i moralnej wolności. Nasze wady są oczami, przez które oglądamy ideał.

Nieszczera pochwała. – Nieszczera pochwała pozostawia więcej zgryzot sumienia niż niesprawiedliwa nagana, prawdopodobnie tylko dlatego, że przesadna pochwała daleko wyraźniej odkrywa słabe strony naszego sądu niż silna, nawet niesprawiedliwa, nagana.

Koło musi być opisane. – Kto filozofię lub rodzaj sztuki śledził do kresu jej drogi i poza jej kres, rozumie z własnego doświadczenia wewnętrznego, dlaczego późniejsi mistrze i nauczyciele, nieraz z miną wzgardliwą, zwracają się ku innej drodze. Koło bowiem musi być opisane – lecz jednostka choćby była największa, zatrzymuje się na jednym punkcie peryferyi z nieubłaganym wyrazem uporu, jak gdyby koło nigdy nie miało być zamknięte.

Wartość książek uczciwych. – Książki uczciwe czynią uczciwym czytelnika, przynajmniej w tem znaczeniu, że wywabiają jego nienawiść i wstręt, które podstępna chytrość najlepiej ukryć potrafi. Względem książki pozwalamy sobie na szczerość, choćbyśmy względem ludzi zachowywali się najbardziej powściągliwie.

„Dobra książka może poczekać”. – Każda książka dobra w chwili ukazania się ma smak cierpki; ma tę wadę, że jest nowa. Szkodzi jej przytem jej autor, który jest osobą żyjącą, jeśli jest znany i jeśli o nim mówią: ponieważ wszyscy utożsamiają autora z jego dziełem. Co książka zawiera z ducha, słodyczy, złocistości rozwinąć się może dopiero z latami, pod opieką wzrastającej, następnie dawnej, wreszcie odziedziczonej czci. – Niejedna godzina musi nad nią upłynąć, niejeden pająk rozsnuć nad nią swą pajęczynę. Dobrzy czytelnicy czynią książkę coraz lepszą, czytelnicy źli czynią ją klarowniejszą.

Mało i bez miłości. – Każda książka dobra jest napisana dla określonego czytelnika i jego rodzaju, i właśnie dlatego przez wszystkich innych czytelników, przez ogromną większość musi być źle widzianą: oto, dlaczego rozgłos jej spoczywa na wąskiej podstawie i wznosi się bardzo powoli. – Książka mierna i zła jest właśnie dlatego mierną i złą, że stara się podobać i podoba się wielu.

W obronie krytyków. – Owady kąsają nie ze złośliwości, lecz ponieważ także chcą żyć, podobnie nasi krytycy: chodzi im o krew naszą, nie zaś o ból.

[…] dlaczego obecnie rzeczy najszlachetniejsze i najrozkoszniejsze w chwili swego powstania muszą być zaraz ruiną bez przeszłości i bez przyszłości w doskonaleniu się?

[…] Z pewnością istnieje niejeden pełen siły i rozsądku czytelnik, który potrafi tutaj wtrącić słuszny zarzut. Lecz gwoli ociężałym i ludziom złej woli trzeba przecież raz powiedzieć, że tutaj, jak i w niejednem miejscu tej książki, autorowi właśnie o zarzut chodzi, i że niejedno należy w nim wyczytać, co właściwie nie zostało napisane.

Świat starożytny i radość. – Ludzie starożytnego umieli lepiej się radować, my umiemy się mniej smucić; tamci ustawicznie wynajdywali powody, żeby czuć się dobrze i świętować uroczystości, zużywali w tym celu swoje bogactwo dowcipu i rozwagi: kiedy tymczasem my bardziej zużywamy swoją inteligencyę na rozwiązanie zadań, zmierzających do osiągnięcia bezbolesności i usunięcia źródeł nieprzyjemności. Co się tyczy cierpiącej ludzkości, starożytni starali się zapomnieć lub zwrócić w jakikolwiek bądź sposób uczucie w kierunku przyjemnym: starali się więc tedy o paliatywy, kiedy tymczasem my nacieramy na przyczyny cierpienia i w ogóle wolimy postępować profilaktycznie. – Być może zakładamy tylko podwaliny, na których ludzie późniejsi wzniosą znowu świątynię radości.

Dokąd jechać należy. – Bezpośrednia samoobserwacya bynajmniej nie wystarcza do poznania siebie: potrzebujemy historyi, albowiem przeszłość bije w nas tysiącami fal; ba, sami nie jesteśmy niczem, jeno tem, co w każdej chwili z tego prądu odczuwamy. Tutaj nawet, jeśli chcemy zstąpić w rzekę naszej pozornie najwłaśniejszej i najosobistszej istoty, stosuje się także zdanie Heraklita: nie wstępuje się dwa razy w tę samą rzekę. – Jest to prawda, która stopniowo wprawdzie sczerstwiała, lecz mimo to pozostała mocną i pożywną, jak nią była kiedykolwiek, tak samo jak ta, żeby zrozumieć hisotryę, należy odszukać żyjące pozostałości epok historycznych – że należy podróżować, jak podróżował stary Herodot, do narodów – te bowiem są przecież tylko utrwalonymi starszymi stopniami cywilizacyi, na których można stanąć – szczególniej do plemion dzikich i półdzikich, tam gdzie człowiek zdjął odzież europejską lub jeszcze  jej nie włożył. Istnieje przecież jeszcze subtelniejsza sztuka i cel podróży, nie zawsze wymagająca przenoszenia się z miejsca na miejsce i przebiegania tysiąca mil. Rzecz bardzo prawdopodobna, iż ostatnie trzy wieki ze wszystkimi swymi odcieniami i załamaniami żyją jeszcze wciąż w naszym sąsiedztwie: trzeba je tylko chcieć odkryć. W wielu rodzinach, nawet w ludziach oddzielnych, pięknie i przejrzyście widoczne są warstwy następujące po sobie, gdzie indziej znowu znajdują się rysy i złomy w skałach. Z pewnością, w okolicach oddalonych, w mniej uczęszczanych dolinach górskich, w gminach ściśle odgraniczonych, łatwiej mogły zostać przechowane szacowne próby o bardzo wiele starszego sposobu odczuwania i tutaj należy je odszukać. Tymczasem w Berlinie na przykład, gdzie człowiek przychodzi na świat wyługowany i wygotowany, odkrycia takie są nieprawdopodobne. Kto po długim ćwiczeniu w tej sztuce podróżowania stał się Argosem o stu oczach, ten swemu Io – mam na myśli swemu ego – w końcu będzie wszędy towarzyszył i czy to w Egipcie lub w Grecyi, czy Bizancyum lub w Rzymie, czy we Francyi lub Niemczech, czy w epoce plemion koczujących lub osiadłych, czy w epoce Odrodzenia lub Reformacyi, w ojczyźnie lub na obczyźnie, na morzu, w lesie, w roślinach i górach będzie wciąż odkrywał przygody podróży tego stającego się i zmiennego ego. – Tak pozostanie samego siebie staje się wszechpoznaniem ze względu na całą przeszłość, jak według innego, tutaj dającego się tylko napomknąć, łańcucha rozważań, postanowienie o sobie i wychowanie samego siebie u duchów najwolniejszych i najdalej sięgających wzrokiem mogłoby się stać kiedyś postanowieniem powszechnem w stosunku do całej przeszłości ludzkości.

Podróżni i ich stopnie. – Między podróżnymi rozróżnia się pięć stopni: podróżni pierwszego, najniższego stopnia, są ci, którzy podróżują i którzy przytem się widzi – ci właściwie są przenoszeni i niejako ślepi; następni rzeczywiście patrzą sami na świat; trzeci stopień przeżywa coś wskutek tego, że widzi; czwarty żyje rzeczą przeżytą i unosi ją z sobą; wreszcie istnieje pewna ilość ludzi, obdarzonych siłą najwyższą, którzy wszystko, co widzieli, przeżywszy i wcieliwszy w siebie, w końcu także koniecznie muszą wydać na świat, skoro do domu powrócą. – Równolegle z tymi pięciu rodzajami podróżnych odbywają całą drogę życia wszyscy ludzie w ogóle, najniżsi jako bezwzględnie bierni, najwyżsi jako ludzie czynni i przeżywający wszystkie bez wyjątku przygody wewnętrzne.

Ostrożność. – Z ludźmi, którym brak szacunku dla cudzych spraw osobistych, nie należy utrzymywać stosunków lub uprzednio bez wszelkiej litości nałożyć im kajdany konwenansu.

Przyjaciele upiorami. – Kiedy sami bardzo się zmieniamy, wtedy nasi przyjaciele, którzy się nie zmieniają, stają się upiorami naszej własnej przeszłości: głos ich dochodzi do nas niby głos cieni straszliwych – jak gdybyśmy samych siebie słyszeli, lecz młodszych, twardszych, mniej dojrzałych.

Przy rozłące. – Nie w tem, jak jedna dusza zbliża się do drugiej, lecz jak się oddała od niej, rozpoznaję ich pokrewieństwo i przynależność do siebie.

W przedpokoju łaski. – Wszyscy ludzie, którym zbyt długo każemy czekać w przedpokoju swej łaski, ulegają fermentacyi lub kwaśnieją.

Kiedy zachodzi potrzeba zatrzymania się. – Kiedy tłumy zaczynają szaleć i rozum zaciemnia się, dobrze jest, jeśli się nie jest zupełnie pewnym zdrowia swej duszy, wyjść przed bramę swego domu i wyjrzeć, jaka jest pogoda.

Chwalonemu. – Póki cię chwalą, myśl zawsze, iż jeszcze nie jesteś na swojej własnej drodze, lecz na drodze innych.

Z kraju ludożerców. – W samotności samotnik pożera sam siebie, w tłumie pożera go tłum. Wybierajże teraz!

Niewierność warunkiem mistrzostwa. – Nie pomoże nic: każdy mistrz miewa tylko jednego ucznia – a i ten go zdradza – albowiem i on jest przeznaczony do mistrzostwa.

Umieć być małym. – Trzeba być tak blisko kwiatów, traw i motyli jak dziecko, które sięga nie o wiele wyżej niż one. My starsi natomiast wyrośliśmy nad nie i musimy się do nich zniżać; sądzę, że trawy nienawidzą nas, kiedy wyznajemy dla nich swą miłość. – Kto we wszystkich rzeczach dobrych chce uczestniczyć, musi także w pewnych chwilach umieć być małym.

Afektacya przy pożegnaniu. – Kto chce odstąpić partyi lub religii, sądzi, że dla niego konieczna obalać je. Pretensya zarozumiała. Konieczna tylko, żeby przejrzał jasno, jakie kluby trzymały go dotychczas w tej partyi lub religii, i że teraz już tego nie czynią, jakie zamiary pociągały go do nich, i że teraz gdzie indziej go popychają. Nie przystępowaliśmy do partyi lub religii z przyczyn ściśle naukowych: nie powinniśmy też, przy pożegnaniu, afektować tego.

Interesujące, lecz niepiękna. – Okolica ta ukrywa, lecz posiada jakieś znaczenie, które by się chciało odgadnąć: dokąd spojrzę, czytam wyrazy i wskazówki do wyrazów, lecz nie wiem, gdzie się zaczyna zdanie rozwiązujące zagadkę tych wszystkich wskazówek, i wykręcam sobie szyję, próbując, czy należy je czytać stąd, czy stamtąd”.
„Postanowienie. – Nie czytać więcej książki, która jednocześnie urodziła się i została ochrzczona (atramentem).

Nauczyciele w epoce książek. – Przez to, że samowychowanie i wychowywanie się wzajemne staje się coraz powszechniejsze, nauczyciel w swojej zwykłej formie dzisiejszej musi się stać niemal zbyteczny. Żądni nauki przyjaciele, chcący wspólnie przyswoić sobie wiedzę, w epoce książek znajdą krótszą i naturalniejszą drogę niż „szkoła” i „nauczyciel”.

Epoki życia. – Własciwemi epokami w życiu są owe krótkie okresy zastoju między wzbieraniem i opadaniem kierowniczej myśli lub uczucia. Tutaj znowu odczuwamy sytość: wszystko inne jest pragnieniem i głodem – lub przesytem.

Podróżujący dla przyjemności. – Wspinają się na górę jak zwierzęta, bezmyślnie i okryci potem; zapomniano im powiedzieć, że po drodze są piękne widoki.

Niemożliwe towarzystwo. – Okręt twoich myśli osiada za głęboko, żebyś mógł wypłynąć na wody tych ludzi serdecznych, zacnych i uprzedzających. Za wiele tam miejsc płytkich i mielizn: musiałbyś krążyć i lawirować i w ciągłym być kłopocie; i tamci natychmiast poczuliby się zakłopotani – twojem zakłopotaniem, którego przyczyny odgadnąć by nie mogli.

W najbliższym otoczeniu. – Choćby ludzie jak najściślej należeli do siebie: w obrębie ich wspólnego widnokręgu istnieją przecież jeszcze wszystkie cztery strony świata, i spostrzegają to nieraz.

Z praktyki mędrca. – Żeby mądrym się stać, trzeba pewne przeżycia chcieć przeżyć, a więc lecieć im w paszczę. Wprawdzie jest to rzecz bardzo niebezpieczna; niejeden „mędrzec” był przytem pożarty.

Znużenie ducha. – Obojętność i chłód, które okazujemy nieraz ludziom, a które tłumaczą jako oschłość i brak charakteru, bywają często tylko znużeniem ducha: wtedy nie tylko inni są dla nas, lecz sami dla siebie jesteśmy obojętni i uciążliwi.

Kiedy rozstanie się jest konieczne. – Z tem, co chcesz poznać i zmierzyć, musisz się rozstać, przynajmniej na pewien czas. Dopiero opuściwszy miasto, widzisz, jak wysoko ponad domami wznoszą się jego wieże.

Dwie zasady życia nowego. – Zasada pierwsza: należy budować życie na tem, co jest najpewniejsze, najbardziej dowiedzione, nie tak jak dotychczas na tem, co najbardziej oddalone, najmniej określone i podobne do horyzontu, ukrytego w chmurach. Zasada druga: należy ustalić kolejność rzeczy najbliższych i bliskich, pewnych i mniej pewnych, zanim się swe życie urządzi i nada mu ostateczny kierunek.
Nasze kroki zbyt samotnie brzmią dla nich na ulicach. A kiedy nocą, leżąc w łóżkach, słyszą idącego człowieka, na długo przed wschodem słońca, pytają siebie zapewne: dokąd podąża ten złodziej?

Szlachetny czujesz się jeszcze i za szlachetnego mają cię wciąż inni, którzy żywią do ciebie urazę i ślą złe spojrzenia. Wiedz, że szlachetny wszystkim staje na drodze.

Nowej woli nauczam ludzi: by chcieli tej drogi, którą szli ślepo, by ją uznali i już nie zbaczali z niej ukradkiem, na podobieństwo chorych i umierających.

Wielu chorobliwych ludzi trafiało się zawsze pośród tych, którzy fantazjują i żądni są boga; wściekle nienawidzą oni poznającego i tej najmłodszej z cnót, która zwie się: rzetelność.

Nazbyt dobrze znam tych podobnych bogom: chcą, aby w nich wierzyć, i aby wątpienie było grzechem. Nazbyt dobrze wiem też, w co oni sami najchętniej wierzą.

Bracie mój, jeśli będziesz miał szczęście, to jedną cnotę mieć będziesz i nie więcej: tak łatwiej przejdziesz przez most. Posiadanie wielu cnót wyróżnia, ale ciężki to los; niejeden poszedł na pustynię i targnął się na swe życie, ponieważ znużyło go bycie bitwą i polem bitewnym dla cnót.

Ja jestem poręczą nad rwącą rzeką; chwytaj się, kto może. Waszą podporą jednak nie będę. –

Nauczyłem się chodzić, odtąd nakazuje sobie biegać. Nauczyłem się latać, odtąd nie trzeba mnie popychać, bym ruszył z miejsca.

Nasza wiara w innych zdradza, w co chcielibyśmy uwierzyć w sobie.

Nie tylko ten kłamie, kto mówi wbrew własnej wiedzy, lecz ten zwłaszcza, kto mówi wbrew swojej niewiedzy. A tak, obcując z innymi, mówicie o sobie i sobą okłamujecie sąsiada.

Jeden idzie do bliźniego, ponieważ szuka siebie, a drugi, ponieważ chciałby się zatracić. Wasza zła miłość do siebie sprawia, że samotność staje się dla was więzieniem.

Gorsze jest milczenie; wszystkie przemilczane prawdy stają się jadowite. I niechże rozbije się wszystko, co o nasze prawdy rozbić się może! Niejeden dom jest jeszcze do zbudowania! –

Jak ci, którzy wystają na ulicy i gapią się na przechodniów – tak i oni wyczekują, gapiąc się na myśli pomyślane przez innych.

Bacznie patrzą sobie na ręce i nie mają odwagi sięgać po najlepsze. Pomysłowi w wynajdowaniu drobnych sztuczek, czekają na takich, których wiedza kuleje – czyhają niczym pająki.

Co mi się stało, przyjaciele moi? Widzicie mnie wzburzonym, gnanym dokądś, niechętnie-posłusznym, gotowym do odejścia – ach, odejścia od  w a s!

I niechętnie pytałem stale o drogę; zawsze było mi to nie w smak! Wolałem pytać same drogi i je wypróbowywać.

„Taka oto jest moja droga; gdzie jest Wasza?”– tak odpowiedziałem tym, którzy pytali mnie „o drogę”. J e d n e j  drogi bowiem – nie ma! –

Ja to? Czy nieustannie muszę być w drodze? Unoszony każdym wiatrem, niestały, gnany w dal? O ziemio, stałaś mi się zbyt okrągła!

„Żyć tak, jak mam na to ochotę, albo nie żyć wcale”: tego chcę, tego chce również najświątobliwszy. Ale biada! Czy j a mam jeszcze – cel? Przystań, ku której zdąża mój żagiel? Dobry wiatr? Ach, tylko ten, kto wie, d o k ą d  płynie, wie również, jaki wiatr jest dobry i pomyślny. Co mi jeszcze pozostało? Serce znużone i zuchwałe; chwiejna wola; skrzydła łopoczące; złamany kręgosłup. To błąkanie się w poszukiwaniu m o j e g o  domu – Zaratustro, czy ty wiesz, to było m o i m  obłąkaniem, zżera mnie ono. Gdzie jest – m ó j  dom? O to pytam, tego szukam i szukałem, a nie znalazłem. O wieczne Wszędzie, o wieczne Nigdzie, o wieczna Daremności! –

Zainteresowany współpracą?

Wypełnij formularz kontaktowy

Przewijanie do góry