
Wydawca: Asfalt Records
Autor: Taco Hemingway
Tytuł: Cafe Belga
Data wydania: 2018
Liczba tracków: 11
Opis Cafe Belga za Empik:
„Café Belga” to drugi długogrający album w dorobku Taco Hemingwaya. Ten projekt, tworzony w Brukseli i Warszawie między styczniem a czerwcem 2018, został w całości wyprodukowany przez długoletnich współpracowników i przyjaciół Taco – Rumaka i Borucciego. Personalne i gorzko-nostalgiczne utwory przeplatane są fragmentami audio wywiadu, którego Filip Szcześniak udzielił w Brukseli dziennikarzowi Markowi Fallowi.
Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”

Wiele osób pytało mnie, co sądzę o najnowszej produkcji Taco Hemingwaya, dlatego wykorzystując zbliżający się deadline, nie musiałam przerzucać list ostatnio odtwarzanych płyt, by wiedzieć, o czym napisać. Od Trójkąta warszawskiego (2014) mam niemały problem z twórczością Fifiego. Z jednej strony słucha się tego z wielkim zainteresowaniem, z drugiej – wszystkie te projekty są dość koślawe. Jako raper Taco nie robi wielkich postępów, wciąż dość leniwie i nieskładnie porusza się po bitach, a w dodatku (o zgrozo!) zaczął śpiewać z auto-tune’em.
Choć zapewnia w jednym z kawałków, że nie skończy na pętli (ZTM), to w narracji wielokrotnie udało mu się zapętlić. Z tego samego powodu nie mogę docenić ewentualnych follow-upów (nawiązań) do wcześniejszej (również tegorocznej) produkcji, którą współtworzył w duecie z Quebonafide (Soma 0,5 mg). Wydaje się ona raczej efektem przemęczenia niż przemyślanym zabiegiem, choć niejednokrotnie w wywiadach i utworach sugerował co innego. Cały album Café Belga oraz dołączona do niego epka Flagay (nazwa placu, na którym znajduje się belgijska kawiarnia)jest swego rodzaju spowiedzią rapera – tłumaczeniem się z artystycznego blichtru, jaki go otacza – uzupełnioną o fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez Marka Falla w tytułowej kawiarni. Z jednej strony warto docenić koncept, bo zdaje się, że dołączona w wersji drukowanej do albumu rozmowa stanowiła główną inspirację powstania samej płyty, z drugiej zaś strony, cóż to za inspiracja, jeśli słyszeliśmy o niej w poprzednich projektach? Ale do rzeczy?
Z relacji w jakie Taco wchodził z miastem jako jego obserwator, pozostało niewiele – wciąż tęskni za czasami, „gdy jeździł ZTM-em” (ZTM). Lista żalów jest jednak dłuższa, bo popularność projektu Taconafide raperowi nie w smak – pewnie dlatego stara się coś na tym ugrać. Trzy miesiące później wypuszcza więc nowy projekt (a właściwie projekty), żebyśmy nie mogli o nim zapomnieć („tylko testament sprawi, że nie umrzesz w niepamięci / tylko po drugiej stronie wreszcie ktoś ci medal wręczy / zostawiam rzeczy po sobie żeby się nie lękać śmierci” – Wszystko na niby). Jedynym miejscem, w którym muzyk jest w stanie „złapać oddech”, jest, jak się okazuje, wspomniana tu wielokrotnie belgijska kawiarnia, wszak poza granicami kraju popularność Taco jest znikoma. Jakkolwiek trzeba pamiętać, że przed Trójkątem warszawskim, starał się podbić ogólnoświatowy rynek, rapując po angielsku. Do tego też nawiąże na krążku, a także zostawia „ślad” w 4 AM in Girona, o którym większość recenzentów napisze jako o „wypadku przy pracy”, zaburzającym cały koncept. Czy na pewno?
Choć Fifi ucieka przed dekadencją, nietrudno wyłapać w jego projekcie parę pesymistycznych nut – echa „końca”, a nawet jego liczby mnogiej. Mowa tu między innymi o emigracji, zbliżającym się końcu kariery, potrzeby większej stabilizacji życiowej. To również rozliczenie ę z rap-sceną – nawija o tym, że jego piosenki lecą w Esce, a więc stał się komercyjnym artystą, a jednocześnie podkreśla, że do prawdziwej komercji mu daleko, bo nie gra w reklamach, choć takich propozycji dostaje od groma. Przy tym jednak, podobnie jak Łona (jego pierwszy kontakt z rapem), nie krytykuje za to innych, jak mówi – odmowa to kwestia odpowiedniego zarobku. Odpowiada również na zarzuty związane z młodym wiekiem jego fanów, stawiając się w jednej linii z takimi artystami jak Łona&Weber czy Fisz i Emade. Jeśli zestawić ich jednak pod względem tekstowym i muzycznym, nie trudno wykazać brak pokory Taco. Rozumiem, że idzie mu tylko o to, by zachęcać słuchaczy do głębszego kontaktu z rapem, jednak to wciąż niezbyt fortunne zestawienie.
Mimo że premiera płyty mogła fanów zdziwić (choć projekt był wcześniej anonsowany), to w żadnym razie nie dziwią pojawiające się na niej teksty: mnóstwo popkultury, która stała się wyznacznikiem jego stylu. Trzeba przyznać, że to świetnie się sprawdza, gdyż warstwa tekstowa jego tracków zawsze zostaje skrojona tak, żeby słuchało się tego jak innych popowych piosenek. Choć sam autor niejednokrotnie przestrzega, by nie dać się zwieść i przyjrzeć się tekstom uważniej. No to przyjrzyjmy się niektórym wersom: „z czasem stało się i zniknąłem jak Houdini” (Reżyseria Kubrick), „w plecy wbijają mi noże jak Brutus” (ZTM), „wypili moją krew na hejnał, nie pierwszy raz / przerzucam sobie cash na PayPal i uciekam, bo mnie ciągle goni świat” (Café Belga). Sporo tu, jak widać banału, ale także autoironii i dystansu: „mama pyta, kiedy zacznę pisać o czymś, o / mówię jej, że kiedy coś mi się przytrafi / milczenie jest złotem, me głupoty platynowe są” (Café Belga), „ktoś tam mi pisze o jakiejś reklamie i prosi serdecznie o kontakt / miałem nie robić ich nigdy / miałem nie robić ich za nic / ale mam rocznego syna / także mnie proszę zostawić” (2031). O tym, że nadąża i pisze „na bieżąco”, świadczą odniesienia do mundialu czy przedwakacyjnych festiwali – i trzeba przyznać, że to z kolei świetnie skrojone linijki: „Wszyscy nas kochają, ale nienawidzą, gdy przytrafi się Senegal” (Reżyseria Kubrick), „Zarzucają chłopcom mechaniczność / Hej, główna scena na Orange, patrz jak płynę” (Reżyseria Kubrick).
Raper chyba na dobre zaprzyjaźnił się z auto-tune’em, który w sposób idealny popsuł jego najnowszą produkcję. Owszem, niby każdy śpiewać może, a ze wspomnianym ułatwieniem, nawet w miarę znośnie – ale nie wszędzie trzeba. W przypadku Café Belga w dziewięćdziesięciu procentach można było to sobie odpuścić, wyszłoby na plus. I to nie dlatego, że śpiewane refreny są niedobre (kiedyś tak uważano) – są niedobre, a na dodatek przesterowane i drażniące, jeśli raper nie potrafi śpiewać. Za twórczością Taco przemawiają w większości teksty i koncepty albumów. Sam sposób rapowania jest natomiast mizerny, choć ostatnia produkcja uchodzi za najlepszą pod tym względem od czasu Umowy o dzieło z 2015 roku. Moim zdaniem to wciąż za mało, by mówić o jakiejś znaczącej zmianie.
Warstwa muzyczna, za którą odpowiadają znani z wcześniejszych produkcji Rumak i Borruci, zorientowana jest bardziej na trapu niż klasyczne 90 bpm, co robi temu krążkowi dobrze, nawet jeśli momentami czuje się zawahania Taco we flow. Istotniejsze jednak, że bity te wzajemnie się dopełniają, żaden z producentów nie starał się zdominować krążka swoją manierą. W tej materii jednak też nie brakło potknięć – chodzi mi o aranżację 2031, utwór do granic zamulony i nijaki.
Myślę, że to w dużej mierze wina pośpiechu – album nie zdołał „swego odleżeć”, został dosłownie „wypluty na prędko”. Trudno w tym miejscu nie powtórzyć wersów z Wosku – artysta jest „głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia”, a mógłby powiedzieć wiele, gdyby tylko faktycznie złapał oddech w Café Belga, a nie jedynie o tym nawijał. Również na dołączonej epce przekonuje: „nie lubię rozmów, które brną donikąd” (Czarna kawa czeka), tymczasem oddaje w ręce słuchaczy album, który nie wnosi nic nowego (chociaż go trochę nobilituje po nieudanej Somie 0,5 mg). Jeśli kogoś jeszcze ciekawi sprawa tytułu, to odsyłam do albumu Hukosa Ostrze moich oskarżeń z 2007 roku, z którego ten wers został przejęty.
Tekst został uprzednio opublikowany w nr 3 (112) 2018 Kwartalnika Kulturalnego Opcje.
Może Cię zainteresować:
Kingdom Come Deliverance 2
Po długim czasie oczekiwań, oto w końcu Królestwo nadeszło! Kingdom Come Deliverance 2 ukończyłem tak bardzo, że na ten moment…
SEO SREO Wojciecha Orlińskiego i troska o dziennikarstwo
Link do felietonu Wojciecha Orlińskiego zatytułowanego SEO SREO dostałam w sumie 17 razy. Niewielu z moich informatorów przeczytało ten tekst,…
Historyczne korzenie Assassin’s Creed: Gdzie fikcja spotyka rzeczywistość
W początkowych założeniach Assassin’s Creed miał być kolejną odsłoną serii Prince of Persia. Szeroko znanych i lubianych przygód perskiego księcia…
Arkadiusz Kamiński (Arhn) – Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce
W moje ręce przez zupełny przypadek trafiła książka Arkadiusza Kamińskiego pt. Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce….
Meek, oh why? Wszystko w swoim czasie (recenzja płyty)
W dotychczasowej twórczości Meek, Oh Why? Podobało mi się podejście do aranżacji muzycznych, które prezentował Meek. Tworzył on dla swoich…
Bisz Kosa – Lata (recenzja płyty)
Nowy album spod szyldu Bisz Kosa – Lata stanowi dobre podsumowanie jego muzycznej kariery, tego, co działo się u niego…