Adam O.S.T.R. Ostrowski – Brzydki, zły i szczery (recenzja książki)

Nic ponad wersy



O.S.T.R., Brzydki zły i szczery, rap, hip-hop - okładka książki
Okładka książki Adama Ostrowskiego (O.S.T.R) – Brzydki, zły i szczery

Wydawca: Wielka Litera
Autor: Adam Ostrowski
Tytuł: Brzydki, zły i szczery
Data wydania: 2019
Liczba stron: 206

Opis Brzydki, zły i szczery za LubimyCzytać:
Pierwsza autobiografia największego polskiego rapera.

O.S.T.R., czyli Adam Ostrowski, ikona polskiego rapu. Od początku lat dziewięćdziesiątych konsekwentnie utrzymuje, że nie wyobraża sobie, by mógł robić coś innego i nadal „robi to z serca”. Liczba zagranych koncertów i sprzedanych płyt jest tego niezbitym dowodem.

Brzydki, zły i szczery to napisana przejrzystym językiem opowieść o bohaterach z dzieciństwa, przyjaźniach, rodzinie, dniach spędzanych na boisku do kosza, kłopotach w szkole, muzycznych idolach i długich rozmowach o życiu. Jednak przede wszystkim to historia wielkiego idealisty, niezwykle zdeterminowanego i wytrwałego człowieka, który miał cel i konsekwentnie dążył do jego realizacji. Rapera, dla którego muzyka i trwające okrągły rok trasy koncertowe były całym światem. Aż do dramatycznego koncertu w Bielsku-Białej, kiedy ten świat się zatrzymał.

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Z autobiografią O.S.T.R. (Adam Ostrowski) jest trochę tak, jakbyśmy usiedli z dobrym znajomym w barze, a ten pod wpływem impulsu zaczął wspominać stare dzieje, nie dbając ani o chronologię, ani o tok narracji – momentami bełkocząc. Pchany od skojarzenia do skojarzenia, nieudolnie próbuje opowiedzieć: „kim byłem, kim jestem i kim mogę się stać” (s. 201). Problem tylko w tym, że z całej tej „gadaniny” ani pierwsze (kim byłem), ani ostatnie (kim mogę się stać) nie wynika.

Intrygowało mnie, czy raper hołdujący tak bardzo wartościom subkulturowym (czego niech dowodem będzie płyta Instrukcja obsługi świrów) jest w stanie powiedzieć swoim fanom coś więcej o sobie, coś czego próżno szukać na płytach (a tych jest całkiem sporo, bo dwadzieścia jeden), w wywiadach. Żeby nie trzymać Państwa w niepewności – odpowiedź brzmi: niewiele więcej. A zatem wszystko jest tak jak na krążkach, bo – żeby wykorzystać hasło innego rapera – „jakie życie, taki rap”. Z samą książką sprawa wygląda już nieco inaczej. Jednym z wątpliwych wątków jest spór z Zeusem. Choć O.S.T.R. przyznaje, że spór jest, i nakreśla jego tło (jednocześnie ustawiając się w pozycji niewinnego całego zamieszania), to w żaden sposób nie odnosi się do zarzutów – na przykład – blokowania koncertów ekipie Pierwszy Milion w Łodzi. To mogłoby sugerować, że również inne wydarzenia przestawiają się inaczej niż w wersji serwowanej nam przez rapera. Nie dziwi zatem, że Ostrowski nie zdecydował się oddać swojej historii w ręce profesjonalistów – tłumacząc swój wybór chęcią zachowania własnego stylu wypowiedzi. W toku lektury można jednak odnieść wrażenie, że w gruncie rzeczy chodziło o to, aby nie powiedzieć za wiele. A skoro tak, to czemu ma służyć ta publikacja?

Autor, który zapewnia: „żaden ze mnie Sienkiewicz, ale uparłem się, że sam osobiście napiszę […]”, oddaje nam dwustustronicową książkę wypełnioną po brzegi… grafikami, będącymi w większości  unieczytalniającymi tekst zapychaczami. Można jedynie ubolewać nad tym, że Ostrowiski nie zdecydował się dołączyć paru archiwalnych zdjęć z okresu, o którym pisze. Bez wątpienia wzbogaciłoby to książkę – albo było jedyną jej wartością. Słów w tej publikacji niezbyt wiele, a jeśli już są, to służą do opowiedzenia kilku anegdot ze szkoły i niewielu historii związanych z powstawaniem niektórych płyt oraz nieudanymi kooperacjami. Szkoda tylko, że gdy historia chce się toczyć dalej, autor dokonuje ostrego cięcia: „To były zajebiste czasy pełne wydarzeń, które jednak, z małymi wyjątkami, nie nadają się do opowiedzenia” (s. 71), „Nie chcę się rozwodzić, dlaczego tak się stało” (s. 71), „Z powodu rozmaitych nieporozumień urwałem kontakty z Redem i Spinache’em. Nieistotne, czy to ich wina, czy moja […]” (s. 112). Dziwi również mocno okrojony wątek rodzinny, występujący tylko na początku książki i zarazem ograniczony do historii o nauce gry na skrzypcach. Jak w takim razie wytłumaczyć wersy z All My Life: „Ciągle pamiętam dzień, gdy odszedł od nas ojciec / Wpatrzony w drzwi tłumiłem emocje / […] / Nie mogłem się odnaleźć […]” albo autobiograficzny track 1980, w którym również eksponowany jest wątek rodzinny? Trudno tym samym powiedzieć, z myślą o jakim odbiorcy publikacja powstała? Fani znajdą tam niewiele ponadto to, co znają z płyt, z kolei osoby nieobeznanie z dyskografią Ostrowskiego dostaną kilka niezbyt pasujących do siebie puzzli.

Nie będzie wcale przesadą, jeśli powiem, że z notki biograficznej zamieszczonej na okładce można dowiedzieć się więcej o artyście niż z tej pomyślanej autobiograficznie książki (sic!). Najwyraźniej zabrakło pomysłu na całość. Na dodatek wiele fragmentów wypada po prostu żenująco. Bo jak inaczej określić na przykład takie oto frazy: „[…] z Łodzią jest jak z uprawianiem seksu z kobietą po osiemdziesiątce – trzeba to, kurwa, lubić”, „Przyznaję, z Łodzią jest jak z koszmarnie brzydką siostrą: wiesz, że Bóg poskąpił jej urody, a twoi koledzy na jej widok wymiotują, ale i tak ją kochasz, bo to przecież najbliższa rodzina” (s. 142), „Po godzinie walki z naturą usłyszałem: Widzę główkę. To zdanie wywołało u mnie większą ciekawość niż kolejny odcinek Na wspólnej u emerytów” (s. 164). Dość zabawna wydaje się również pojawiająca się w pewnym momencie prośba o wybaczenie mu wulgaryzmów (jak przekonuje autor, nie sposób ich w tym momencie zastąpić czymś innym) – tym bardziej że wyłania się ona na tle narracji, w której raper ani nie szuka usprawiedliwienia dla swoich (ostrych) słów, ani też czytelnik tego nie oczekuje, przyzwyczajony do dotychczasowego stylu narracji. Całkiem wiele tu również sprzeczności, nawet związanych z własną twórczością. Weźmy takie dwie wypowiedzi: „nie potrafiłem, jak wielu moich znajomych po fachu, bezgranicznie wierzyć w swoją zajebistość. Do własnej twórczości podchodziłem supekrytycznie, nie uważałem jej za wybitną” (s. 73), „jeśli wrócić do tego materiału po latach, wyraźnie słychać poszukiwanie własnego stylu zarówno w rapie, jak i w muzyce. Płyta na tamte czasy była nowoczesna, świeża i kontrowersyjna. Nikt nie rapował wtedy w różnych tempach, a tym bardziej nie robił przyspieszeń i nie zamieszczał kilku rymów w wersie” (s. 78).

Ostry o swojej autobiografii wypowiada się jako o substytucie pisania scenicznego w czasie, gdy nie było pewne, czy jeszcze kiedykolwiek wróci na scenę po wybuchu płuca. Być może warto byłoby podejść do jej pisania jak do komponowania płyty i na początku zrobić parę cięć. Może wtedy czytelnik nie miałby wrażenia, że został nabity w butelkę… Na tle wszystkich autobiografii polskich raperów ta najbardziej oczekiwania ze względu na postać, jaką jest dla polskiego rapu O.S.T.R., wypada zdecydowanie najsłabiej. Jest to w zasadzie zbiór wspomnień, luźno powiązanych nawet z muzyką. Gdyby tylko raper zechciał poświęcić nieco więcej miejsca na przykład łódzkiej scenie hiphopowej (od jej początków) – publikacja mogłaby stanowić całkiem interesujący poznawczo materiał. Tymczasem otrzymaliśmy niezły produkt rynkowy – niezły, bo odpowiednio wycelowany, trafiający w dobry dla polskiego rapu czas… Zatrzymajmy się jednak w tym miejscu, aby nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków.

Tekst został uprzednio opublikowany w nr 3 (116) 2019 Kwartalnika Kulturalnego Opcje.


Może Cię zainteresować:

Scroll to Top