
Wydawca: PchamyTenSyf
Autor: Bisz, Kosa
Tytuł: Lata
Data wydania: 2024
Liczba tracków: 10 / 21
Opis Lata za PchamyTenSyf:
Bisz Kosa wracają z kontynuacją świetnie przyjętego Bladego Króla. A ściśle mówiąc z jego prequelem. Na pełnej emocji i elektroniki płycie słuchacze będą mogli poznać wydarzenia poprzedzające historię opowiedzianą na poprzednim albumie duetu.
Możesz wesprzeć moją działalność „stawiając mi kawę”

Nowy album spod szyldu Bisz Kosa (Lata) stanowi dobre podsumowanie muzycznej kariery bydgoskiego rapera, tego, co działo się u niego przez – nomen omen – Lata. Jak to u Bisza bywa, nowy krążek po raz kolejny dowodzi niezwykłej umiejętności operowania piórem. Jeśli mielibyśmy szukać argumentów dotyczących poetyckości rapu, to bez wątpienia najnowsza płyta dostarczy nam ich od groma. O ile Bisz jednak jest dobrym raperem-poetą, o tyle jego liryczność kona na kartkach, gdy pozbawimy jej warstwy dźwiękowej, o czym później.
Dlaczego jednak o tym pisze? Ponieważ jest to istotny aspekt całej płyty. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że na tej poetyckości opiera się cały koncept-album. Odpowiedź na pytanie „o czym jest płyta” nie jest jednak taka prosta. Wszystkiemu winna jest tutaj wersja preorderowa, która podobnie jak miało to miejsce np. w Bladym królu i Ulissesie dostarcza nam więcej materiału. W przeciwieństwie do wspomnianych produkcji niezwykłość Lat(a) polega na tym, że rozszerzony materiał został starannie wkomponowany w wersję podstawową płyty. I tak słuchacz streamingowy lub posiadacz podstawowej wersji analogowej raczy się wyimkiem opowieści zamkniętej w 10 trackach, które sprawiają wrażenie niezbyt ze sobą powiązanych. Z kolei w wersji reżyserskiej (preoderowej) historia zostaje uzupełniona o 11 utworów, które pełnią funkcję dopowiedzenia. To właśnie te 11 dodatkowych skitów sprawia, że album zaczyna „latać”, a jego wydźwięk zmienia się. To odpowiednie miejsce, aby poczynić jeszcze jedno zastrzeżenie, że nie będę rozpatrywać tej płyty (Bisz / Kosa – Lata) w kontekście prequelu Bladego króla, o tym będzie osobny tekst.
Wróćmy jednak do pytania: „o czym jest płyta?”. Preorderowiczów Bisz próbuje zwieść już na otwarciu, w pierwszym skicie, który rozpoczyna słowami:
To historia stąd
Historia rozstań i powrotów
Historia o miłości i o jej braku
Trochę o magii, a może nawet nie trochę
To historia stąd, z miejsca jak tysiąc i jedno
Spisana z potrzeby serca
Tym stylem, którego nie znosił, ale na którym się opierał
Więc jakże opowiedzieć to inaczej?
To wszystko wygląda na pożegnanie
[…]
Historia przedstawiona na płycie nie daje się jednak zamknąć w zwyczajnych kolejach losu opartych o koncept rozstań i powrotów, miłości i jej braku, czy też niemożliwości pożegnań. Historia zdecydowanie jest głębsza i tutaj, w dalszych partiach skitu, ale też całej płyty można doszukiwać się wydźwięku z albumu Symetria. Przede wszystkim zaś w mocno przerobionej na potrzeby krążka książki Roberta Musila Człowiek bez właściwości. Do tego dochodzi nam klasyczny koncept artysty niezrozumiałego przez społeczeństwo i oto mamy motyw przewodni Lat(a) – zagubienie jednostki i wszystko to, co się z tym wiążę. Proste, prawda?
Niekoniecznie, bo w przypadku Bisza mamy tu całe spektrum przeżyć i odwołań mniej lub bardziej subtelnych do literatury, myśli filozoficznej, filmu, a przede wszystkim jego wcześniejszej twórczości. Zresztą bez przerwy będzie pojawiał się motyw nici, Ariadny, wiązania, zaplątywania, rozplątywania – i tak tytułowa Dziewczyna i nic w jednym z utworów zmieni postać na: „Żadna Ariadna, dziewczyna i nic, nic… przez c z kreską”, co odsyła z kolei do utworu z płyty Wieża Babel zatytułowanego właśnie Nic przez c z kreską. I tę „nić” można dosłownie ciągnąć dalej, bo również w songu Pochwała cienia z płyty Ukryte w śniegu odnajdziemy takie wersy:
Jak pająk przędę swoją nić chcąc być panem losu
Sprawdzając wszystkie możliwości planimetrii
Jak rozwiązać pajęczynę? Czy znalazłeś sposób?
Czy przechodzisz mimo, rozrywając ją na części?
Myślę, że to mógłby być klucz do zrozumienia, w jaki sposób Bisz operuje słowem, tworząc za każdym razem nie tylko osobny koncept-album, ale spajając go w… dzieło życia? Każdy z tych albumów z osobna tworzy zamkniętą całość, ale każda kolejna płyta rzuca odrobinę nowego światła na swoje poprzedniczki. To sprawia, że pomimo upływu lat, te treści wciąż brzmią świeżo. Metoda muzycznej eksploracji zależy jednak od słuchacza i tego, czy chcę rozwiązać ową pajęczynę słów, dźwięków, znaczeń, czy też przejdzie przez nią bez chwili refleksji.
I tu mam zasadniczy problem z Latami, o ile podoba mi się cała idea wzbogacenia wersji preorderowej, przeznaczonej dla wytrwałych słuchaczy, którzy towarzyszą artyście niemalże od początku i z zaufaniem fundują jego nowe projekty. Czyniąc to z dużą dozą zaufania – mam tu na myśli kupno niemalże rok wcześniej preorderu, w którym nie wiadomo, co się znajduje (Bisz nie ujawnia okładki ani tytułu i zawartości krążka aż do ostatniego dnia), to jeszcze częstokroć niezbyt dokładne daty premiery są przesuwane (płyta pierwotnie miała wyjść „na wiosnę” – cokolwiek to oznacza). To jednak ten ruch w przypadku tej płyty uniemożliwia potencjalnie nowym słuchaczom możliwość – używając metafory – rozwiązania pajęczyny. I to najmniejszy problem, większego dopatruję się jednak w tym, że płyta w okrojonej wersji, po prostu „nie siada”. Być może ujęto jej zbyt dużo?
Twórczość Bisza śledzę od jego czasów podziemnych, produkcje po Wilku chodnikowym znajdowały u mnie uznanie (choć, jak Bisz przekonywał „Płyty po Wilku większość słuchaczy spuściła w kiblu”) i kibicowałam w oczekiwaniu na kolejne przełamanie formy. W przypadku tej produkcji po raz pierwszy poirytował mnie nie tyle komunikat o zmianie daty premiery (z „na wiosnę” na: „w połowie lata”), co tłumaczenie związane z tym, że jakoby „chcemy dostarczyć dobry produkt”. To nie pierwsze takie zagranie, ale tym razem wydawało mi się mocno naciągane (pod sprzedaż płyty), podobnie jak kolejna próba sytuowania się „poza orbitą rynku” i grania MC wychodzącego z podziemia. Taka narracja zaczyna coraz mocniej zgrzytać. Preorderowicze, co prawda, mogli zapoznać się z cyfrową płytą (niestety, w wersji podstawowej) jeszcze przed premierą – i tutaj muszę przyznać, że po raz pierwszy zawiodłam się. Tak jak wspomniałam wcześniej, album w wersji okrojonej wydaje się niespójny. W przypadku twórczości Bisza niespójność trzeba rozpatrywać w kategorii mankamentu.
Lata pokazują doskonale, jak Bisz całkowicie nieświadomie zawęża swoje grono słuchaczy, coraz mocniej komplikując swoją twórczość, która staje się czytelna tylko dla tych, którzy towarzyszyli mu przez – nomen omen – lata. I nawet jeśli jakieś utwory wykręcą dobre wyniki na streamingu, to raczej nie zachęcą do eksplorowania hermetycznej twórczości Bisza, którego pobożnym życzeniem było podnoszenie poziomu odbiorców (Supermatyzm). Wiele osób zarzuca jednak Bydgoszczaninowi przeintelektualizowanie treści.
Skłamałabym, mówiąc, że każda produkcja Bisza „siada” mi od razu. Blady król po pierwszym odsłuchaniu skwitowałam: „okej, ciekawe, ale chyba nie dla mnie” i dopiero przy kolejnej próbie, dźwięki i słowa ułożyły się odpowiednio – zagrała harmonia. Tutaj, po pierwszym odsłuchaniu miałam w głowie raczej odczucie, że jest to: „misz-masz wydany na prędko pod przykrywką poetyckości (dzieło dojrzewające w artyście), strasznie wybrakowane, nie kupię kolejnego preorderu”. Po zapoznaniu się z pełną wersją płyty zmieniłam zdanie diametralnie. Teraz i ta płyta w wersji podstawowej jest dla mnie spójna, ale tylko dlatego, że scaliły ją dopowiedzenia z pełnej wersji. To bardzo ryzykowne zagranie i moim zdaniem recenzje oparte wyłącznie o 10-utworowy krążek nie będą zbyt przychylne.
O ile takowe się w ogóle pojawią. Myślę, że im bardziej Bisz zagłębia się w świat literatury, kultury i filozofii, tym mniejsze ma szanse na to, by pochyliła się nad nim krytyka. Jego twórczość staje się zbyt wymagająca i czasochłonna w analizie, co powoduje, że może zostać przemilczana. Z wielką przykrością muszę to stwierdzić, ale też nadzieją, że mylę się w swoich sądach i jeszcze doczekam się dłuższego tekstu o bardziej wymagających krążkach, i nie mam tu na myśli wyłącznie twórczości Bisza. Problem jednak tkwi też w tym, że nawet mój tekst, który jest dość długi, prześlizguje się przez temat, nie zgłębiając go.
Wracając jednak do płyty i tego, co zawiera ona w wersji preorderowej. Posiadacze wersji reżyserskiej mogą liczyć również na dodatek w postaci „dziennika” rapera. Książeczki wielkości opakowania płyty CD z setką stron zapełnioną notatkami z niemalże roku (daty pomiędzy 8.12 a 30.11) bez dookreślenia, w jakich latach powstawały, choć oznaczone godzinowo. Czy to ma jednak znaczenie? Nie. Trzeba przyznać, że ów dodatek przypomina bardziej dzienniki Witolda Gombrowicza (w znaczeniu kreacji literackiej pisanej z myślą o publikacji) niźli prawdziwe intymne zapisy artysty (takie manuskrypty rzadko są wydawane, a jeśli już, to najczęściej po śmierci autora). Mamy zatem do czynienia z quasi-dziennikiem, stylizacją gatunkową (poprzez dopasowanie dat i pierwszoosobowej narracji), która przypomina projekty: „Struny/Strony” oraz „Notatki z podziemia” (słuchowisko radiowe prowadzone przez Bisza). Łączące muzykę z wyimkami z literatury, własnymi rozważaniami filozoficznymi, a tutaj dodatkowo zostały we fragmentach poddane poetyzacji (pod kątem użytych środków, jak i formy). Te zapisy są jednak bardzo nierówne i zamiast aspirującego literata, spomiędzy kartek, wygląda zagubiony student, który przeczytał trochę więcej niż koledzy z roku i próbuje popisać się erudycją. Zdaje się, że sam raper jest tego świadom, wszakże to na omawianej płycie znajdziemy wersy (Niepamięć):
Czasem z takich niemożności rodzi się wiersz, częściej frustracja
Czasem poeta zwykle grafoman, któremu życie znów kona na kartkach.
Te zapisy bywają fragmentarycznie jednak interesujące, zestawienie niektórych fraz porusza wyobraźnię i pokazuje tropy, jakimi możemy poruszać się za artystą. Myślę, że bardziej trafne byłoby określenie tej książeczki jako swoistego „szkicownika”, w którym pomieszczone są notatki do utworów, przypominające bardziej strumień świadomości niż wyraźną koncepcję. Dla zobrazowania w notatce: 13:10 1.04 znajduje się fragment:
[…]
udzielam wywiadu i znów irytuje mnie, że przecież
mógłbym chyba powiedzieć coś ciekawego oprócz
tych biernych odpowiedzi na pytania, na które ktoś
kto ma o mnie choćby blade pojęcie
odpowiedziałby sobie sam, bez mojej niezdarnej
pomocy: mówię o tym i o owym choć chciałbym
powiedzieć o czymś innym ale nie wiem o czym
[…]
W wersji rapowej mogłoby to zostać przetworzone tak, jak brzmi początek utworu Drugi grymas losu z płyty Wilczy humor w kooperacji z Radexem:
Z każdym kolejnym wywiadem
Odczuwał pytania jak szczęki imadeł
Gdy otwierał usta, to ciągle te same
Odpowiedzi rwało nieznośne ziewanie
[…]
Kolejny przykład:
18:52 30.12 […]
odziedziczyłem po przodkach świat, który nie jest mój, którego porządek jest dla mnie zaburzeniem i to praktycznie na każdej płaszczyźnie, od więzi społecznych, poprzez edukację, światopoglądy etc. muszę mieć swój świat, a po nim jeszcze parę itd.
W przekładzie na rap będzie to utwór z najnowszej płyty: Chłopak, który żył w swojej głowie:
Już od dziecka na tym świecie nie mógł znaleźć swego miejsca
W wyobraźni stworzył pokój, który z czasem się powiększał
Aż po latach go zaludnił, sobą w różnych wersjach
To już nie był własny pokój, ale własny wszechświat
Powyższe przykłady są w pełni wystarczające również dla zobrazowania tego, co miałam na myśli, pisząc, że Bisz jest dobrym raperem-poetą, ale już niekoniecznie samym pisarzem. Dłuższy tekst przetworzony, dopasowany do beatu oraz ciekawie zarymowany/nawinięty jest intrygujący, uwodzący i dowodzący bezsprzecznie kunsztu autora. Fragment o podobnym znaczeniu spisany na kartkę bez dodatku charakterystycznej nawijki Bisza i muzyki staje się wybrakowany, filozoficznie mdły, brakuje mu mocy, akcentu, ponadto zawiera często wiele banału w sobie.
Bez wątpienia można utworzyć korelację pomiędzy „dziennikowymi” notatkami a całą twórczością Bisza na przestrzeni lat. Co umacnia tezę o tym, że raper cały czas tworzy mozaikowe „dziełko życia”, na które składają się pojedyncze wydawnictwa. W moim odczuciu jednak książeczka, z której pochodzą powyższe cytaty stanowi raczej naddatek niż ciekawy dodatek, który rozwija treść. Mimo tego, że znajdują się tam całkiem intrygujące kąski poetyckie, jak te 11:14 20.01 rozpoczynający się porównaniem „dzień jak klawiatura fortepianu”, który, choć bardzo oczywisty w swoim przebiegu, to jednak technicznie (zostając w muzycznej terminologii) jest dobrze zgrany. Albo ten z 00:39 11.04 z ciekawym zakończeniem:
umiem wszystko, kto mnie oduczy?
alfabetu codziennych czynności
bo nie potrafię wyrazić niczego
i nie rozumiem już tego, co mówię
Nie zmienia to jednak poczucia, że zamiast przemyślanej koncepcji rozwijającej album, obcujemy z odpadem, szkicami wstępnymi do wielu różnych projektów. I tak jak w tym osobliwym „dzienniku” mieszają się formy, tak różną formę przybierają skity – od stylistyki rapowej przez treści zwyczajnie mówione (na wzór audiobooka). Choć chciałoby się napisać „pierdolnik form”, to jednak trzeba przyznać, że po którymś odsłuchaniu wszystko zaczyna do siebie pasować. Podobnie zresztą dzieje się w formie tekstowej z samą narracją, gdzie miesza się narracja pierwszoosobowa z trzecioosobową. Choć zabieg taki początkowo drażni i w największym stopniu wpływa na poczucie niespójności albumu, tak po kilkukrotnym odsłuchaniu od deski do deski – zabieg ten staje się wręcz niezbędny do nadania głębi całemu albumowi, do snucia metaopowieści.
W moim przekonaniu Lata to bardzo dojrzały projekt, który stanowi świetne podsumowanie kariery Bisza, ale nie w kontekście, że przyszedł czas, aby ją zakończyć. Raczej mam tu na myśli otwarcie nowego rozdziału, czy to w innej stylistyce, czy też w całkowicie odmiennym projekcie niekoniecznie muzycznym. Jednocześnie uważam, że jest to album nieudany z perspektywy masowego odbiorcy, który ponownie raczej zdziesiątkuje fanów Bisza, niż przyniesie mu nowych odbiorców. Mnie ostatecznie przypadł do gustu, głównie ze względu na to, że uparłam się, aby dać mu szanse i odsłuchać kilkukrotnie. Bez wątpienia w tej decyzji pomogła muzyka skomponowana przez Kosę, producenta, który odpowiada też za produkcję na takich albumach jak: Blady król (2021), Idąc na żywioł (2009), Zimy (2007). Beaty przygotowane przez tego producenta są mocno klimatyczne i zawsze stanowią świetne dopełnienie leniwej nawijki Bisza.
Choć album Lata w kooperacji Bisza z Kosą z pewnością wypełnia jakąś lukę w polskiej rap-grze, tak jednak nie jest to produkcja, której brak dało się odczuć. W tym sensie, że w całości jawi się jako ciekawostka, pozycja dedykowana wiernym fanom Bisza, niźli album, który określilibyśmy po latach jako istotny wkład w scenę, jak miało to miejsce przy Wilku chodnikowym w 2012 roku.
Może Cię zainteresować:
Zbigniew Jankowski – Wilczym śladem (komentarz)
W skrócie autor (Zbigniew Jankowski) książki Wilczym Śladem przedstawia fragmenty z procesu, jakim był development gry Wiedźmin 3: Dziki Gon….
Dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań?
Humanisto, oto dlaczego nikt nie cytuje Twoich badań! Czyli dlaczego uczelnie powinny zainwestować w marketing naukowy….
Kingdom Come Deliverance 2
Po długim czasie oczekiwań, oto w końcu Królestwo nadeszło! Kingdom Come Deliverance 2 ukończyłem tak bardzo, że na ten moment…
SEO SREO Wojciecha Orlińskiego i troska o dziennikarstwo
Link do felietonu Wojciecha Orlińskiego zatytułowanego SEO SREO dostałam w sumie 17 razy. Niewielu z moich informatorów przeczytało ten tekst,…
Historyczne korzenie Assassin’s Creed: Gdzie fikcja spotyka rzeczywistość
W początkowych założeniach Assassin’s Creed miał być kolejną odsłoną serii Prince of Persia. Szeroko znanych i lubianych przygód perskiego księcia…
Arkadiusz Kamiński (Arhn) – Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce
W moje ręce przez zupełny przypadek trafiła książka Arkadiusza Kamińskiego pt. Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce….