Grzegorz Olszański – Biały album (recenzja tomiku poetyckiego)

Play



Grzegorz Olszański, Biały album, poeta
Okładka tomiku Biały album

Wydawca: Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu
Autor: Grzegorz Olszański
Tytuł: Biały album
Data wydania: 2017
Liczba stron: 54

Opis Biały album za LubimyCzytać:

Biały wiersz na białym tle

To biały wiersz. Nie ma potrzeby

po nim

pisać.

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Jeśli założyć, że życie wygrywa nam różne melodie – a jak wiemy, najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy – to można powiedzieć, że Grzegorz Olszański dopisuje słowa do tych, nieraz chłodnych, dźwięków. Dając nam w efekcie proste, acz niebanalne kompozycje z zaskakującymi puentami składające się na tomik Biały album. Z zapisem Lamentacji i Polonezów poprzedzonych Stroną A i zakończonych Stroną B. Czyżby to kolejny ukłon w stronę popkultury po Kronikach filmowych z 2006 roku?

Można by tak przypuszczać, choć trudno wskazać tu na wyraźniejsze inspiracje dziewiątym (dwupłytowym) longplayem grupy The Beatles, o tym samym tytule. Kto wie, może wiersze Olszańskiego powtórzą los krążka z 1968 roku i przetrwają próbę czasu? A tak może się stać, gdyż melodie odgrywane przez debiutującego w 1995 roku (Tamagotchi w pustym mieszkaniu) bytomskiego poetę, choć zawierają mocno osobiste Lamentacje, to po raz pierwszy w jego dorobku nie są tylko myślową wycieczką w zaświaty, poszukiwaniem formuły eschatologicznej, a wręcz namacalnym zderzeniem z tematem, w którym została postawiona kropka – choć jednocześnie opowiedzianych z dystansem, który chyba najbardziej wygrywa na emocjach w ich lekturze. Trzeba od razu dodać, że zachowana zostaje jednak harmonia i po elegiach przychodzi czas na polonezy, pełne charakterystycznej dla Olszańskiego nuty ironii. Co istotniejsze warsztat poety, chciałoby się rzec „wraca na stare tory” i po Starych nieznajomych (2013), ponownie mamy do czynienia z egocentryczną postawą podmiotu i wszystkim innym, co przypomina jego działalność w grupie Na Dziko.

Pisząc o znanych taktach nie mam na myśli monotematyczności utworów, a ich powtarzalność, bowiem część z nich została opublikowana już wcześniej w Wolnym wyborze wierszy poety z 2009 roku, a Biały album zdaje się je „nadpisywać”. Ars poetica zmienia tytuł i otwiera najnowszy tomik jako Biały wiersz na białym tle. Inne utwory dostają nowe szlify przez drobne zmiany kosmetyczne, lub, jak w przypadku Scen z życia literackiego, nowego charakteru poprzez wykreślenie kilku zwrotek i dopisanie nowych – wszak jak dobrze wiemy, życie literackie zmienia się. W ten sposób w wierszu Olszańskiego „FA-art”, „Lampa”, „Kumple” ustępują miejsca: „Dekadzie”, „Odrze”, „Chimerze”, „EleWatorowi” czy też „Literaturze na świecie”, a „[…] jedno pisemko w Albanii”, które „ukazuje się nieregularnie” i „nie płaci” zostaje zastąpione czymś bardziej swojskim, bo pismem „wydawanym w Pcimiu / Ma kiepski papier i znikomą dystrybucję” – ale za to „[…] odpada kłopot ze zwrotami”.

Pierwsze nagranie – trzymając się języka muzyki – Gran Derbi wygrywa znaną już melodię z utworu Na zewnątrz wewnątrz z debiutanckiego tomiku. Choć zmienia się w nim niemalże wszystko (pozostaje jedynie wątek sportowy), to w gruncie rzeczy chodzi o to samo, choć przeprofilowana została pozycja z „jestem pomiędzy” na „W końcu wciąż przegrywamy, gdy resztka dnia dobiega końca // bez szans na dogrywkę”. Cmentarne spacery tracą swój urok („kiedyś to było zabawne, efektowne // na pewno” – Made in the Dark), od kiedy towarzyszy im śmierć jak w zgrabnie spisanym wierszu Pani od polskiego, którą wezwał „Pan od Religii. // Wezwał / i nie przyjął / usprawiedliwienia, / gdy po raz pierwszy zgłosiła // nieprzygotowanie”. Trzeba przyznać, że Olszański – używając jego frazy – urządza „[…] mistrzowski drybling / słowami[…]” (Gran Derbi) i trudno odmówić mu w tej prostocie finezji. 

Pozostałe wiersze z tej części to próba opowiedzenia niecodziennego doświadczenia, bo utraty bliskiej osoby w połączeniu z prozą życia, ale i wszechobecnością głównego motywu. Śmierć zostaje oddana tu jako: DeadlineGłuchy telefon, w którym głos operatora numeru wybranego przez przypadek zapewnia, że „abonent niedostępny jest jedynie chwilowo”, a sama czynność przypomina dziecięcą zabawę, w której ktoś pomylił przekazywane kolejno słowa. Znowu samo urządzenie tworzy „[…] gorącą linię, jakby na przekór / zimnemu ciału. Odbieranie, wybieranie, odkładanie”. I ten wątek pewnej powtarzalności, która nie dopuszcza do głosu emocji, jest eksplorowany dalej, jak na przykład w wierszu Stan nadzwyczajny, gdzie pozostaje na pozór prosty szereg zadań do wykonania: „załatwić, zamówić, zmówić. / Pamiętać o, zastanowić się nad, złożyć do;”, a zarazem powstaje próba złapania dystansu do trudnej rzeczywistości i trwania w stanie, który trudno ostatecznie ubrać w słowa. Najlepszym tego przykładem staje się utwór Read made, w którym każdy wers zapisany zostaje w innym języku. Grzegorz Olszański zdaje się przekonywać, że utrata nie ma jednego i właściwego sobie języka, a każde zdanie na jej temat brzmi obco, niezrozumiale. Nie zostaje w pełni oddana przez żadne słowa ani milczenie, pozostają tylko Lamenty, a „[…] W tej historii / szczotka, woda, mydło / są ważniejsze // od słów” (Opowieści z krypty).

Dalej wygrywane są Polonezy, a w nich następuje dwukrotne puszczenie oka (do którego poeta przyznaje się w notce Od autora) poprzez stworzenie wariacji utworu Bóg, honor, ojczyzna autorstwa Bohdana Zadury. Covery te – zwane tak przez autora – zdają się być jednak dość marne, brak w nich iskry, pozostaje tytuł i jeden wers, niestety, tym razem zbyt słaby na puentę, a dopowiadając słowami piosenki – „ale to już było” (i więcej wrócić nie powinno). W przeciwieństwie do innych utworów, wszelkich Scen…, w których wersy skrojone zostają z precyzją i humorem, a zamykające się ostatecznie w utworze Polonez Unplugged z czterdziestokrotną apostrofą „Polsko”, z którą „prawdę mówiąc, mam spore problemy[…]”. W utworach tych Olszański oddaje nastroje świata artystycznego zdominowane przez zazdrość, a także rozdźwięk między oczekiwaniami wydawców a autorów. Znużenie światem literackim wyraża poeta przybierając maskę Eksperta Ministerstwa i łatwo wyczuć te nastroje w pozostałych wierszach. Z kolei na Stronie B wiersz, po którym na Stronie A: „[…] Nie ma potrzeby […] // pisać”, zostaje zapisany przez Umarłą klasę i wypełniony myślą, że „[…] równie dobrze jak słowami / mógłby zajmować się bednarstwem, zecerstwem, // klejeniem cholewek”. Tylko nie wiadomo, czy sugeruje to podobieństwo owych czynności, wszak wszystko jest wymagającym rzemiosłem, czy swego rodzaju kryzys twórczy? Wszelkie wątpliwości rozwieje pewnie publikacja nowego tomiku (albo jej brak).

Grzegorz Olszański w swojej twórczości często wchodzi niebezpiecznie w romans z popkulturą, która nie zawsze, choć „pop”, dodaje popularności jego twórczości, jak w przypadku wspomnianych tu już Kronik filmowych czy poprzedzającej ich Sztuki mięsa (2002). Warto jednak docenić te zmiany optyki i perspektywy, które możemy prześledzić w twórczości bytomskiego poety. Najnowszy tomik w moim przekonaniu jest najlepiej zrównoważonym, zarówno pod względem tematyki, jak i serwowanego napięcia emocjonalnego i dozowanej w odpowiednich dawkach ironii, co sprawia, że nie da się przejść obok Białego albumu obojętnie, a już z pewnością bez uważnej lektury. W końcu im większym dystansem wykazuje się podmiot, tym więcej emocji odzywa się w nas w części zatytułowanej Lamentacje. Dołączone do tego zostają wpadające w wesołe rytmy Polonezy, które należałoby odczytywać przez pryzmat „pół żartem, pół serio”. Taka kompilacja „dwóch stron” taśmy powinna dobrze się przyjąć i moim zdaniem warto, aby to właśnie ta „tracklista” (jak autor nazywa swój „spis treści”) z tomików Olszańskiego wybrzmiewała najdłużej zwłaszcza, że romans z muzyką wyszedł mu zdecydowanie lepiej niż ten filmowy, w którym „autor zaciągał dług u znanych reżyserów, nie spłacając go” (coby przypomnieć wydźwięk krytyki względem Kronik…). Używając po raz ostatni języka muzyki – zapętlony Biały album, nie znudzi się szybko, bowiem z każdym odtworzeniem znajdziemy coś nowego i ciekawego w tej minimalistycznej warstwie tekstowej.



Może Cię zainteresować:

Przewijanie do góry