Ayn Rand

Cytaty:  Ayn Rand

Jeżeli taka jest cena współdziałania, to niech mnie diabli, jeśli mam ochotę żyć na tej planecie z innymi istotami ludzkimi! Jeśli cała reszta może przeżyć tylko dzięki zniszczeniu nas, po co mielibyśmy chcieć, by przeżyli? Nic nie może usprawiedliwić samospalenia. Nic nie może dać im prawa do robienia z ludzi kozłów ofiarnych. Nic nie może uczynić moralnym niszczenia najlepszych. Nie można nikogo karać za to, że jest dobry. Za to, że jest zdolny. Jeśli to jest słuszne, lepiej zacznijmy od razu się zarzynać, bo w takim świecie nie istnieją żadne prawa!

Człowiek? A cóż to jest człowiek? To jedynie zbiór substancji chemicznych, mający złudzenie wielkości.

Nie lubię ludzi, którzy mówią lub myślą w kategoriach zdobywania czyjegoś zaufania. Jeśli czyjeś działania są uczciwe, nie potrzebuje zawczasu zaufania innych, jedynie ich racjonalnego postrzegania. Osoba, która pragnie tego rodzaju moralnego czeku in blanco, ma nieuczciwe zamiary, niezależnie od tego, czy przyznaje się przed sobą do tego czy nie.

Czy pani wie, jak to jest, gdy człowiek nagle poczuje, że może mówić bez wysiłku towarzyszącego próbom wykrzesania odrobiny zrozumienia z próżni?

Jeśli powiesz pięknej kobiecie, że jest piękna, co jej ofiarowałeś? To zwykły fakt, którego stwierdzenie nic cię nie kosztowało. Ale jeśli powiesz to brzydkiej kobiecie, ofiarujesz jej wielki hołd w postaci degeneracji pojęcia piękna. Kochać kobietę za jej zalety, nic nie znaczy. Ona na to zarobiła, to zapłata, a nie podarunek. Ale kochać ją za jej przywary – oto prawdziwy prezent, niezarobiony i niezasłużony. Kochać ją za jej przywary, to zbezcześcić dla niej wszelkie cnoty – i właśnie to jest prawdziwym hołdem miłości, bo wtedy poświęcasz swoje sumienie, swój rozum, swoją uczciwość i swoje nieocenione poczucie własnej wartości.

[…] kodeks oparty na przesłance słabości, nieuczciwości i głupoty drugiego człowieka, i tak właśnie żyją ci ludzie, snując się we mgle udawania, uważając, że fakty nie są stałe i ostateczne, zaprzeczając istnieniu rzeczywistości, kuśtykając przez życie nierzeczywiści i niestworzeni, i umierając, nienarodzeni.

Czego pragniesz?, pytał wciąż jakiś wrogi głos, a on szedł coraz szybciej, by przed nim uciec. Własny mózg wydawał mu się labiryntem, w którym za każdym zakrętem czyhała ślepa uliczka, wiodąca ku mgle ukrywającej otchłań. Miał wrażenie, że biegnie, a maleńka, bezpieczna wysepka kurczy się i wkrótce pozostaną już tylko uliczki. Przypominało to resztki światła na otaczającej go ulicy, pochłanianej stopniowo przez mgiełkę. Dlaczego musi się kurczyć?, myślał w panice. Przeżył tak całe dotychczasowe życie: patrząc wyłącznie na chodnik przed sobą, umiejętnie unikając widoku całej drogi, zakrętów, odległości, szczytów. Nigdy nie zamierzał donikąd dojść, chciał być wolny od postępu, od jarzma linii prostej, nigdy nie chciał, by jego lata połączyły się w jakąś sumę – jak to się stało, że zostały podliczone? – dlaczego dotarł do jakiegoś nie zaplanowanego celu, gdzie nie można już było stać bez ruchu ani się cofnąć?

Zielone światła zapłonęły ponownie, ona jednak stała w miejscu, drżąc, niezdolna się poruszyć. Ciało podróżuje w ten sposób, myślała, ale co oni zrobili z podróżą dusz? Ustawili światła na odwrót: droga jest bezpieczna wtedy, gdy świecą czerwone światła zła, ale kiedy zapalają się zielone światła cnoty, obiecując ci prawo przejazdu, rzucasz się do przodu i zostajesz zmiażdżona przez koła. Te odwrócone światła rozchodzą się po całym świecie, myślała, sięgają każdego kraju. Ziemia jest pełna powykrzywianych kalek, które nie wiedzą, co je uderzyło ani dlaczego, i pełzają najlepiej, jak potrafią, na strzaskanych kończynach przez posępne dni, bez żadnej odpowiedzi z wyjątkiem tej, że sensem istnienia jest ból – a strony moralności chichoczą i mówią im, że człowiek z natury nie potrafi chodzić.

Myślał o wszystkich żywych stworzeniach, szkolących swoje młode w sztuce przetrwania, kotach uczących kociaki polować, ptakach, które z uporczywym wysiłkiem uczą pisklęta fruwać – gdy tymczasem człowiek, żyjący dzięki swemu umysłowi, nie tylko nie uczy dziecka myśleć, ale za cel edukacji obiera destrukcję mózgu, przekonując je, że myśl jest zbędna i zła, zanim jeszcze zaczęło myśleć.

Pierwszy slogan, którym gani się dziecko, jest początkiem serii wstrząsów mających na celu zatrzymanie jego silnika, zablokowanie świadomości. „Nie zadawaj tyle pytań‖ – „Dzieci i ryby głosu nie mają‖ – „Nie wymądrzaj się! Ma być tak, jak mówię!” – „Nie dyskutuj, tylko rób!” – „Nie próbuj zrozumieć, wierz!” – „Nie buntuj się, tylko dostosowuj!” – „Nie wychylaj się, płyń z prądem!” – „Nie walcz, idź na kompromis” – „Serce jest ważniejsze niż umysł!” – „Nie bądź taki mądry! Rodzice wiedzą lepiej!” – „Nie bądź taki mądry! Społeczeństwo wie lepiej!” – „Nie bądź taki mądry! Urzędnicy wiedzą lepiej!” – „Kimże jesteś, by protestować? Wszystkie wartości są względne!” – „Kimże jesteś, by chcieć uciec przed kulą zbira? Życie to iluzja!

Ludzie drżeliby, widząc ptaka oskubującego z pierza swoje pisklę, a potem wypychającego je z gniazda, by walczyło o byt, pomyślał – a jednak sami właśnie to robią swoim dzieciom.

Wielki dąb stał samotnie na wzgórzu nad rzeką Hudson, na terenie posiadłości. Siedmioletni Eddie Willers lubił wchodzić na wzgórze i przyglądać się drzewu. Stało tam od setek lat i wydawało mu się, że będzie tak stało zawsze. Jego korzenie ściskały wzgórze jak pięść, z palcami wbitymi w ziemię, i Eddie wyobrażał sobie, że gdyby jakiś olbrzym chciał wyrwać drzewo, chwytając je za koronę, nie byłby w stanie tego zrobić, choćby rozkołysał wzgórze i całą ziemię niczym piłkę na sznurku. Czuł się bezpieczny w obecności drzewa; było dla niego największym symbolem siły, rzeczą, której nic nie zdoła zmienić i której nic nie może zagrozić.

Pewnej nocy w dąb uderzył piorun. Następnego ranka Eddie zobaczył drzewo rozłupane na pół. Wnętrze pnia wyglądało jak wylot czarnego tunelu. Pień był jedynie pustą skorupą; jego serce przegniło dawno temu, w środku była tylko pustka i odrobina szarego pyłu, który teraz pozwalał się rozsiewać dookoła najlżejszym podmuchom wiatru. Siły witalne opuściły drzewo, a pusty kształt, który pozostawiły, nie potrafił przetrwać bez nich.

Wiele lat później usłyszał, że dzieci należy chronić przed szokiem pierwszego spotkania ze śmiercią, bólem czy strachem. Te rzeczy jednak nigdy go nie przerażały. Szok przyszedł, gdy stał w milczeniu, spoglądając w czarną dziurę pnia. Była to wielka zdrada; tym większa, że nie potrafił zrozumieć, co zostało zdradzone. Wiedział, że nie chodzi o niego ani o jego zaufanie, lecz o coś innego.
To właśnie lęk przed tą odpowiedzialnością skłania większość ludzi ku postawie powszechnej obojętności moralnej. To lęk najlepiej wyrażany maksymą: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Jednak maksyma ta w rzeczywistości jest zrzeczeniem się odpowiedzialności moralnej. Jest moralnym czekiem in blanco, który wystawia się innym, oczekując na uzyskanie w zamian takiego samego czeku dla siebie.

Nie da się uciec od konieczności czynienia wyborów; dopóki człowiek musi wybierać, nie ma ucieczki od wartości moralnych; dopóki obowiązują wartości moralne, niemożliwa jest moralna neutralność. Powstrzymywać się od potępienia oprawcy, to stać się współwinnym tortur i śmierci, które zadaje on swoim ofiarom.

Zasadą moralną, którą tu trzeba przyjąć, jest: „Sądźcie i bądźcie gotowi na to, że i was sądzić będą”.
„Jak prowadzić racjonalne życie w nieracjonalnym społeczeństwie”

A potem, będąc już w sile wieku, pewnego chmurnego poranka człowiek taki uświadamia sobie nagle, że zdradził wszystkie wartości, które miłował w wiośnie swego życia, i zastanawia się, jak mogło się to stać, i nie dopuszcza do świadomości odpowiedzi na to pytanie, i pośpiesznie sam sobie tłumaczy, że słuszny był strach, który odczuwał w najgorszych, najbardziej wstydliwych chwilach swego życia, i że wartości nie mają w tym świecie szans na urzeczywistnienie.
„Jak prowadzić racjonalne życie w nieracjonalnym społeczeństwie”

Zainteresowany współpracą?

Wypełnij formularz kontaktowy

Przewijanie do góry